Trzech turystów zginęło w Tatrach w weekend. Kilku zostało rannych, niektórzy ciężko. "Właściwie żaden z nich nie był przygotowany do wędrówek w warunkach, jakie panują obecnie w wysokich partiach gór" - podkreśla ratownik dyżurny TOPR.
Do pierwszego wypadku doszło jeszcze w piątek. Turysta, który schodził z Przełęczy Krzyżne w stronę Doliny Roztoki został podcięty przez niewielką lawinę. Turysta w bardzo stromym miejscu stracił równowagę, spadł 200-300 metrów w dół i uderzył w skały. Niestety nie przeżył tego wypadku.
Niemal w tym samym czasie, po słowackiej stronie Tatr turysta poślizgnął się na eksponowanej części szlaku prowadzącego na Rohatkę i runął w przepaść, ginąc na miejscu.
Kolejny wypadek wydarzył się na szlaku na Przełęcz pod Chłopkiem. Turysta spadł 200 metrów przez pionowe progi z początku tzw. Galeryjki do Wyżniego Bańdziocha. Jak mówi ratownik dyżurny TOPR Witold Cikowski "to właściwie cud, z przeżył". Przy badaniu na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym okazało się, że ma liczne złamania i obrażenia wewnętrzne.
Ostatni wypadek wydarzył się na Grzędzie Rysów. Młody człowiek spadł z dużej wysokości i niestety nie przeżył tego. Wszystkie te ofiary nie były przygotowane do poruszania się w takim terenie. Mężczyzna, który spadł z Krzyżnego miał małe raczki, ale to było za mało na tak stromy teren. Był w złym miejscu - poza szlakiem i w złym czasie, kiedy śnieg ruszył z traw i porwał go ze sobą - mówi Cikowski.