Po niemal dwóch tygodniach Tatrzański Park Narodowy zdecydował się ponownie otworzyć drogę do Morskiego Oka. Ten najbardziej popularny szlak w Tatrach zamknięto na początku lutego, po zejściu potężnej lawiny na taflę Morskiego Oka. TOPR stwierdził, że istnieje duże ryzyko, że kolejne lawin mogą spaść wprost na drogę. W swoim komunikacie TPN zaznacza jednak, że otwarcie drogi nie oznacza, że jest tam w pełni bezpiecznie.

REKLAMA

Lawina, która zeszła z Marchwicznego Żlebu na początku miesiąca zrobiła wielkie wrażenie na wszystkich, którzy odwiedzają Morskie Oko. Potężne zwały śniegu załamały gruby lód na jeziorze i zasypały zejście od strony schroniska. Na szczęście zeszła w nocy i nikogo w tym miejscu nie było. Gdyby zdarzyło się to w ciągu dnia, kiedy w tym miejscu przebywa wielu turystów, mogło dojść do prawdziwego nieszczęścia.

Po sprawdzeniu otoczenia Morskiego Oka, ratownicy TOPR stwierdzili, że kolejne lawiny mogą schodzić z niedalekich żlebów. Wiele z nich ma wyloty powyżej szlaku turystycznego i wiele razy w przeszłości lawiny z nich schodzące docierały do drogi prowadzącej do schroniska. Ryzyko było tak duże, że na wniosek ratowników, TPN zamknął drogę już od Palenicy Białczańskiej, czyli od początku szlaku.

Pokrywa śnieżna w Tatrach nieco się ustabilizowała i TOPR zmniejszył stopień zagrożenia z trzeciego, a więc znacznego, do drugiego - umiarkowanego. Zdecydowano się na ponowne otwarcie szlaku nad Morskie Oko. W swoim komunikacie TPN ostrzega jednak, że "w żadnym razie nie oznacza, że jest bezpiecznie". Przy lawinowej dwójce zdarza się najwięcej wypadków. Na niżej położonych szlakach i drogach dojściowych do schronisk, śnieg jest twardy, w wielu miejscach występują oblodzenia i jest bardzo ślisko! - napisano.

Turyści wybierający się nad Morskie Oko muszą pamiętać, że kilka miejsc na drodze wciąż jest zagrożona lawinami. Największe zagrożenia stwarza Żleb Żandarmerii, którego wylot znajduje się powyżej pawilonu handlowego na Polanie Włosienica (do tego miejsca dojeżdżają w lecie wozy, a zimą sanie z turystami). Lawiny ze Żlebu Żandarmerii w przeszłości zasypywały drogę na wysokość kilku metrów. Osoby, które znajdowałyby się w tym miejscu, nie miały żadnych szans na przeżycie. Wylot tego żlebu jest oznaczony tablicami ostrzegawczymi i lepiej przechodzić tamtędy szybko, nie zatrzymując się.

Nadal zamknięty jest natomiast szlak prowadzący do innego schroniska - w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Na nim leży połamane drzewa i zwały śniegu, które trzeba uprzątnąć. Nieco więcej światła na sytuację w tym miejscu rzucił fanpage miłośników wędrowania po górach na nartach - Skialpinizm: W dolinie zeszły co najmniej cztery ogromne lawiny, powalając drzewa jak zapałki, szlak jest zatarasowany zwałami śniegu sięgającymi kilku metrów oraz przewróconymi drzewami właśnie. Lawiny były naprawdę duże, co najmniej jedna wyjechała kilkadziesiąt metrów na przeciwstok. W ostatnich latach w tym miejscu były pojedyncze, duże lawiny, ale nie o takiej skali zniszczeń.

To pokazuje jak duże jest jeszcze zagrożenie lawinowe w Tatrach, nawet w takim miejscach, jak dojścia do schronisk, które turyści licznie odwiedzają i uważają za bezpieczne.