Najprawdopodobniej nie będzie polskiego śledztwa w sprawie amerykańskiego drona, który spadł w okolicach miejscowości Trzebień na Dolnym Śląsku - dowiedział się reporter RMF FM. Chodzi o zdarzenie z minionego czwartku, gdy bezzałogowiec o rozpiętości skrzydeł około 8 metrów "uciekł" ćwiczącym koło Trzebienia Amerykanom i runął na zalesiony obszar w powiecie bolesławickim.
Amerykański dron zwiadowczy spadł w zeszłym tygodniu na Dolnym Śląsku w okolicach miejscowości Trzebień. Służby odnalazły bezzałogową jednostkę w lesie po sygnale od świadka, który twierdził, że spadł jakiś niewielki samolot. Podał nawet lokalizację. Służby odnalazły drona w terenie zalesionym, kilkaset metrów od drogi.
Był to amerykański dron o ośmiometrowej rozpiętości skrzydeł. Dziennikarz RMF FM informował w piątek, że bezzałogowiec podczas szkoleń "uciekł" żołnierzom.
Teraz okazuje się, że śledztwo w tej sprawie jest mało prawdopodobne. Powodem jest umowa SOFA, czyli dwustronne porozumienie między Polską a USA, określające status stacjonowania w naszym kraju amerykańskich żołnierzy. Przewiduje między innymi, że w przypadku podejrzenia przestępstwa popełnionego przez żołnierzy USA w Polsce, sprawę wyjaśniać mają amerykańskie organy ścigania. W tym przypadku nie ma już wątpliwości, że to Amerykanie podczas ćwiczeń stracili kontrolę nad jednostką latającą.
Sprawą na razie zajmuje się jeszcze Żandarmeria Wojskowa. Do połowy tygodnia przekaże materiały wojskowym śledczym, którzy zdecydują co dalej. Najpewniej umorzą polskie postępowanie, a akta przekażą Amerykanom. Badane też będzie, czy upadek drona stanowił realne zagrożenie dla kogokolwiek. Jeśli nie, umorzenie skończy sprawę.