Właścicielka obiektu powstającego z myślą o domu spokojnej starości w Krzeczynie na Dolnym Śląsku podjęła decyzję o przyjęciu uchodźców. "Jeśli my im nie pomożemy, to zło może przyjść do nas" - mówi. Pomagają jej mieszkańcy wsi oraz urzędnicy.
Krzeczyn w gminie Oleśnica to niewielka miejscowość w powiecie oleśnickim. To właśnie tutaj w ostatnim czasie zamieszkało blisko czterdzieści osób uciekających przed wojną. Zabierają ze sobą również zwierzęta domowe, psy i koty. Część osób trafiła stamtąd już do Włoch i Niemiec.
Goście mieszkają w obiekcie Ewy Olechnowicz, która tworzyła go z myślą o domu spokojnej starości. Jednak zamiast robienia interesu związanego z seniorami, postanowiła pomóc ludziom w potrzebie. Skłoniła ją do tego sytuacja za naszą wschodnią granicą.
Prawie dziesięć lat budowałam dom opieki i wyszło, jak wyszło. Kiedy to się zaczęło, byłam w Belgii. Pan Rafał Kasprzak, który opiekuje się domem zadzwonił, że trzeba przyjąć sześcioosobową rodzinę. Powiedziałam "dobrze". Minęły dwa dni i usłyszałam, że przyjeżdżają następne osoby i trzeba wracać. Z urlopu zrobił się szybko powrót. Wolontariusze z Przemyśla wiedzą o tym miejscu i przywożą ludzi - mówiła właścicielka obiektu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby nie nasze wejście do NATO i jeśli my im nie pomożemy, to zło i potworności stamtąd mogą przyjść do naszego domu dodaje Ewa Olechnowicz. Biznes biznesem, ale wszystko trzeba odłożyć na bok, bo pomoc jest w tej chwili najważniejsza. Kobiecie z dziećmi, która stoi przed bramką, nie powiem przecież "nie" - mówi.
Właścicielka z chęcią oprowadza po obiekcie. To dawne gospodarstwo rolne, a za schronienie służy jeden budynek. Łazienka, kuchnia, pokoje. Wszystko dla uchodźców. Zdecydowana większość lokatorów to kobiety z dziećmi. Na ich twarzach widać zmęczenie, ale i wdzięczność za okazaną pomoc. Starają się żyć normalnie. Najmłodsi biegają, bawią się, ale wielu gości przywiozło ze sobą wojenne traumy. Pani Ewa stara się aktywizować uchodźców, aby wychodzili i rozmawiali z innymi.
Niektórzy mają za sobą nawet kilkudniową podróż i tułaczkę między innymi po Mołdawii, Węgrzech czy Słowacji. Nie mogę wyrazić słowami jak bardzo jesteśmy wdzięczni. Za wszystko! Polacy nam pomagają, nie chcą pieniędzy. Tak jak staliśmy, tak uciekliśmy z domów, nie przywożąc ze sobą niczego - powiedziała nam pani Tatiana z Kijowa. Trafiła dzięki wskazówkom od wolontariuszy z Przemyśla.
Kolejna rozmówczyni o schronieniu w Krzeczynie dowiedziała się dzięki "poczcie pantoflowej". W Ukrainie dzieci strasznie płakały, prawie nie spały. Tutaj bawią się z polskimi dziećmi i wszystko jest bardzo dobrze. Nie mieliśmy znajomych w Polsce, u których moglibyśmy się schronić. Jechałyśmy w ciemno. Dobry człowiek, jak pani Ewa, dała nam dach nad głową. Bardzo dziękujemy - relacjonuje Anna z Dniepropietrowska. Przyjechała z matką i trójką dzieci.
Razem z rodziną ruszyliśmy do Mołdawii. Dwa dni spaliśmy w szkole w Mołdawii aż trafiliśmy tutaj. Staram się nauczyć języka polskiego, a w poniedziałek idę do tutejszej szkoły w gminie. Gramy w piłkę nożną i jest bardzo miło - komentuje Alessia z Kijowa, która ma czternaście lat i już zdążyła się zaprzyjaźnić z innymi nastolatkami z Krzeczyna. Uśmiecha się, że język polski i ukraiński są podobne. Liczy, że wkrótce bez większych przeszkód będzie mogła porozmawiać z polskimi koleżankami i kolegami.
Ewa Olechnowicz nie może nachwalić się ludzi dobrej woli. Jak stwierdza, pomaga niemal cała społeczność wsi Krzeczyn i z okolic, w tym miejscowe koło gospodyń wiejskich oraz osoby dowiadujące się o możliwości pomocy. Ktoś przywiezie jedzenie, ktoś ubrania. Wystarczył sygnał, że potrzebna jest lodówka i błyskawicznie udało się ją zdobyć.
Nie jestem w stanie powiedzieć o wszystkich ludziach, ponieważ jest ich tak wielu, którzy mają dobre serce - nie kryje pozytywnego zaskoczenia pani Ewa. Ludzie ze wsi wyposażyli górę obiektu, aby mogli w niej zamieszkać goście zza wschodniej granicy.
Uchodźcy uciekali biorąc to, co mieli pod ręką. Z punktu przy ulicy Żeromskiego w Oleśnicy udało się uzyskać niemal wszystko, co jest niezbędne do względnego komfortu. Przydaje się nawet bielizna. Nasza rozmówczyni dobrą wolę widzi też u pracowników Urzędu Gminy Oleśnica, którzy służą jej dobrą radą.
Dla tych ludzi to nie jest pobyt w SPA, tylko miejsce, gdzie mogą przetrwać. Chcą jak najszybciej wrócić do domów i liczą, że najpóźniej za dzień skończy się ta wojna - komentuje pani Ewa. Jednak rządowa pomoc ma nadejść za jakiś czas.
W celu utrzymania punktu pobytu uchodźców przyda się jakakolwiek pomoc. Dlatego związano komitet, na rzecz którego można dokonywać dowolnych datków pieniężnych. Dzięki nim uda się zapłacić za rachunki za wodę, gaz czy prąd.
Dałam dach nad głową, niemniej nie mogę ciągle od okolicznych mieszkańców, oczekiwać, że będą płacić rachunki. To są duże koszty. Nie w sposób wymienić wszystkich wspaniałych osób. Jednak poradzono mi, abym założyła konto na ten cel, aby ludzie dobrej woli mogli wpłacać środki, które pozwolą na regulowanie rachunków - podsumowuje właścicielka.
Osoby, które chcą pomóc mogą kontaktować się za pośrednictwem Facebooka z panią Ewą Olechnowicz.
autor: Piotr Paszkowski, RMF MAXXX