44-latek pozostawił w mieszkaniu zwierzęta bez opieki, żywności i wody. Rozkładające się zwłoki odkryto, gdy z mieszkania zaczął wydobywać się uciążliwy dla sąsiadów fetor. Sąd w Radomiu skazał mężczyznę oskarżonego o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad sześcioma kotami na rok więzienia.

REKLAMA

Oprócz kary bezwzględnego pozbawienia wolności, sąd orzekł też wobec oskarżonego zakaz posiadania zwierząt przez siedem lat. Mężczyzna ma też wpłacić 5 tys. zł na rzecz Radomskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

Wyrok nie jest prawomocny. Oskarżony może złożyć odwołanie.

Pozbawione pożywienia, wody i świeżego powietrza

Z ustaleń śledczych wynikało, że mężczyzna przez dziewięć miesięcy nie pojawiał się w mieszkaniu przy ul. Moniuszki w Radomiu, w którym zostawił bez opieki sześć kotów. Z opinii lekarza weterynarii wynikało, że zwierzęta były przez długi czas pozbawione pożywienia, wody i świeżego powietrza, co doprowadziło do ich zgonu.

W trakcie procesu 44-latek przyznał się, że naraził koty na śmierć, ale zaprzeczył, że działał ze szczególnym okrucieństwem. Jego obrońca tłumaczył brak zainteresowania mężczyzny zwierzętami jego trudną sytuacją finansową, kłopotami w pracy związanymi z pandemią i tym, że miał on na swoim utrzymaniu żonę i niepełnosprawną córkę.

Śmierć w dużych cierpieniach

W ocenie sądu te okoliczności nie były jednak na tyle wystarczające, by można było chociaż w minimalny sposób usprawiedliwić zachowanie 44-latka. Sędzia Łukasz Lechowski wskazał, że oskarżony jest osobą dojrzałą i świadomą swoich czynów. W jego życiu nie wydarzyły się w tym czasie jakieś nadzwyczajne i nagłe sytuacje, np. choroba jego lub bliskich.

Każdy normalny człowiek w jego sytuacji i on również, musiał zdawać sobie sprawę, że nieprzychodzenie do kotów, niedokarmianie ich, w konsekwencji spowoduje ich śmierć. I to śmierć w dużych cierpieniach. Śmierć z braku wody i jedzenia jest wyjątkowo okrutną sytuacją - powiedział sędzia Lechowski.

W ocenie sądu, dla zachowania 44-latka nie ma żadnego usprawiedliwienia. Jak można normalnie funkcjonować, wykonywać swoje codzienne czynności, chodzić do pracy, robić zakupy i mieć z tyłu, że gdzieś w mieszkaniu są zwierzęta, które prawdopodobnie w tym momencie umierają z pragnienia i z głodu - i nic z tym nie zrobić? - zastanawiał się sędzia.

Wystarczyłby jeden telefon

Według sądu, 44-latek pozostawił zwierzęta w stanie rażącego zaniedbania i niechlujstwa. Z mieszkania przez dłuższy czas wydobywał się nieprzyjemny zapach. Lokatorzy sąsiednich mieszkań kilkakrotnie prosili mężczyznę, by coś z tym zrobił. On jednak bagatelizował te prośby, mówił sąsiadom, by się nie wtrącali. Zdaniem sądu może to świadczyć o tym, że oskarżony w sposób bulwersujący przekroczył nie tylko normy prawne, ale też normy społeczne.

Sąd wskazał, że gdy 44-latek nie radził sobie z opieką nad kotami, mógł w ostateczności wykonać telefon z prośbą o pomoc do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami lub chociażby po prostu je wypuścić z mieszkania, i w ten sposób uchronić zwierzęta przed śmiercią z głodu i wyczerpania.