Dziesięcioletni chłopiec zostawił na przystanku autobusowym w pobliżu Dworca Południowego w Warszawie szkolny plecak. Mężczyzna i kobieta, którzy go przywłaszczyli zażądali od matki chłopca okupu. Zostali zatrzymani przez mokotowskich policjantów.
Plecak, wart razem z zawartością około 1 tys. złotych, zabrała 28-latka. Powiedziała swojemu partnerowi, że jest okazja zarobienia kilku złotych.
Mężczyzna wykonał połączenie na numer telefonu, który znalazł w plecaku i zażądał za zwrot tornistra pieniędzy - relacjonuje podkom. Robert Koniuszy, rzecznik prasowy Komendy Rejonowej Policji Warszawa II.
Matka chłopca tłumaczyła, że to przecież plecak dziecka i prosiła o jego zwrot. Mężczyzna był jednak nieugięty. Zapowiedział, że jeśli nic nie dostanie wyrzuci tornister, po czym się rozłączył. Kolejne próby kontaktu spełzły na niczym, mężczyzna nie odbierał ani nie odpisywał na wiadomości. Po kilku dniach kobieta zawiadomiła policję.
Policjanci z Mokotowa ustalili, że plecak przywłaszczyła kobieta i jej partner niemający stałego ani tymczasowego miejsca zamieszkania, którzy prowadzą migracyjny tryb życia, a utrzymują się z prac dorywczych i drobnych występków. Funkcjonariusze zatrzymali ich w jednym z hosteli w Józefosławiu.
W trakcie przeszukania znaleźli bidon należący do chłopca.
Mężczyzna tłumaczył się, że po rozmowie z kobietą przestraszył się i pozostawił tornister na ławce przy ul. Targowej, a kiedy po niego wrócił, już nic w nim nie było, tylko bidon. Twierdził, że nie wie, gdzie jest plecak ani rzeczy - mówił podkom. Robert Koniuszy.
Para usłyszała zarzuty przywłaszczenia cudzej własności. Grozi im do 5 lat więzienia.