Warszawscy policjanci wszczęli postępowanie w sprawie wczorajszego wystąpienia Marty Lempart przed Sejmem. Liderce Ogólnopolskiego Strajku Kobiet grozi 1500 złotych kary za to, co mówiła podczas proaborcyjnej pikiety.

REKLAMA

Marta Lempart może zostać ukarana za przekleństwa użyte przed parlamentem. Liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet użyła ich obrazując swój sprzeciw wobec niedawnej decyzji Sejmu o odrzuceniu projektu przewidującego depenalizację pomagania w przerywaniu ciąży.

Wy jesteście ch***, a nie demokraci. Wyp********. To jest je**** PiS, je**** Konfederacja i je**** PSL. To jest k**** ta nowa demokratyczna koalicja. My jesteśmy naprawdę wk*******, ja jestem na maksa wk*******, dziękuje - mówiła na scenie Marta Lempart.

Po tych słowach policjanci z Komendy Rejonowej Policji Warszawa Śródmieście wszczęli postępowanie wyjaśniające z artykułu 141 kodeksu wykroczeń: "Kto w miejscu publicznym używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1.500 złotych albo karze nagany".

Demonstracja przed Sejmem

Ogólnopolski Strajk Kobiet powrócił przed siedzibę Sejmu z hasłami, które zwolenniczki liberalizacji prawa aborcyjnego skandowały na manifestacjach organizowanych w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości, kiedy ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego dążyło do zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych.

Najmocniejsze z haseł OSK: "Wyp...", które aktywistki wykrzykiwały w przeszłości do polityków PiS, we wtorek skierowane było najczęściej pod adresem dwóch polityków koalicji 15 października: szefa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza i posła Koalicji Obywatelskiej Romana Giertycha. Pierwszy podczas głosowania nad dekryminalizacją aborcji 12 lipca zagłosował przeciwko (podobnie jak większość posłów PSL), drugi nie wziął udziału w głosowaniu, za co został zawieszony przez premiera Donalda Tuska w prawach posła klubu KO.

Rozpoczęta chwilę po godz. 18.00 demonstracja zgromadziła kilkaset osób - kobiet i mężczyzn, młodych i w dojrzałym wieku (były m.in. działaczki zgromadzone w inicjatywie Polskie Babcie). W tłumie powiewały flagi biało-czerwone, unijne i tęczowe. Protestujący mieli kartonowe transparenty z odręcznie wypisanymi hasłami, m.in: "Piekło kobiet", "Nie chcę umierać na ciążę", "Dość czekania. Czas wywiązać się z obietnic".

Marta Lempart przypominała ze sceny, że wyborcy koalicji 15 października w dniu wyborów do rana stali przed komisjami wyborczymi, by oddać głos.

Dostaliście te stołki dzięki nam. Oddajcie je, skoro się wam nie podoba elektorat - powiedziała.

W ocenie aktywistki w Sejmie są "dwie koalicje" - KO z Lewicą i PiS, Konfederacji i PSL.

Żądamy dymisji Władysława Kosiniaka-Kamysza. Nie chcemy hipokryty w rządzie - powiedziała Lempart i w ostrych słowach zwróciła się do wicepremiera i szefa MON: "hipokryto, oddaj stołek, przyłożyłeś rękę do piekła kobiet".

W słowach skierowanych do premiera Donalda Tuska stwierdziła, że poparcie dla legalizacji aborcji mógłby wyegzekwować od posłów PSL metodą "jeden głos - jeden stołek", czyli odbieraniem intratnych stanowisk w razie głosowania przeciwko takim przepisom.

Do lidera ludowców zwróciła się również Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu, który pomaga kobietom w aborcjach.

Może powinnam przeprosić, że robiąc aborcję 11 lat temu, nie zadzwoniłam do o Władysława Kosiniaka-Kamysza zapytać o zgodę? - pytała retorycznie ze sceny.

Zgromadzony pod Sejmem tłum skandował m.in. "Giertych, oddaj mandat" i - również do niego - "Przeproś kobiety".

Kontrmanifestacja tuż obok

Podczas wystąpień aktywistek swoje hasła wykrzykiwali do mikrofonów przeciwnicy aborcji ustawieni kilkadziesiąt metrów od sceny OSK. Wśród nich była jedna z liderek tego środowiska Kaja Godek. Demonstrantów obu zgromadzeń oddzielał kordon policji i radiowozy. "Mordercy!", "Ratuj życie" i "Aborcja to zabójstwo" - skandowano. Emitowany był też płacz dziecka.

Chwilami dochodziło do wymiany haseł między obiema demonstracjami. Po haśle przeciwników aborcji "Piekło dzieci" zwolennicy aborcji dodawali "Jak ksiądz gwałci". Na hasło "Aborterki do więzienia" druga strona odpowiadała: "Do więzienia chyba wy!".

Organizatorki protestu OSK dwukrotnie prosiły o interwencję policję, kiedy obok sceny pojawiły się przedstawiciele telewizji Republika, uznając, że zakłócają oni zgromadzenie. Aktywistki nie chciały obecności tej stacji podczas manifestacji i prosiły protestujących, by nie rozmawiali z jej dziennikarzami.

Tuż przed końcem zgromadzenia przed Sejmem pojawił się wychodzący z budynku Władysław Kosiniak-Kamysz.

Do PiS i Konfederacji, ty demokrato od siedmiu boleści - krzyknęła w jego stronę ze sceny Marta Lempart. Tłum wołał: "Do dymisji".

Protest zakończył się kilka minut po godz. 19.00. Widzimy się za każdym razem, gdy będzie trzeba - powiedziała na zamknięcie zgromadzenia Lempart.

Kilka godzin przed demonstracją premier Donald Tusk powiedział, że obecnie zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego stanowią w Sejmie mniejszość.

Okazało się iluzją, że zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego stanowią większość w Sejmie. Nie, stanowimy mniejszość w tym Sejmie. PiS, Konfederacja, większość PSL-u to jest dzisiaj większość w tym Sejmie, dlatego ustawowo trudno tu doprowadzić do jakichś zmian - powiedział szef rządu.