"Kiedy przestawiałem zużyte granatniki, będące prezentami od Ukraińców, doszło do eksplozji" - mówi RMF FM generał Jarosław Szymczyk. Nasi reporterzy jako pierwsi rozmawiali z komendantem głównym policji, który wyszedł ze szpitala. Trzy dni temu na zapleczu gabinetu szefa policji doszło do eksplozji, w wyniku której uszkodzone zostały pomieszczenia na trzech kondygnacjach. MSWiA przekazało, że wybuchł prezent, jaki generał Szymczyk otrzymał podczas ostatniej wizyty w Ukrainie.
Jak dowiedzieli się dziennikarze RMF FM od członka polskiej delegacji, generał Jarosław Szymczyk otrzymał w Ukrainie dwa granatniki przeciwpancerne (prawdopodobnie RGW-90), które - jak przekonywali Ukraińcy - miały być zużyte.
Pierwszy prezent pochodził od Komendanta Głównego Narodowej Policji Ukrainy Ihora Kłymenki. Był to nietypowy, wojenny prezent, jaki robią teraz Ukraińcy - zużyty granatnik przeciwpancerny, którym ostrzeliwano rosyjskie czołgi. Wyglądem przypomina długą tubę, po dwóch stronach zaślepioną styropianem. Przerobiono go na głośnik. Komendant Kłymenko - jak opowiada nam członek delegacji - nawet puszczał muzykę, pokazując jego działanie. Ukraińcy zapewniali, że nie ma tam materiałów wybuchowych.
Później polscy policjanci spotkali się jeszcze z szefem Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych generałem Sierhijem Krukiem. Po spotkaniu zastępca Kruka Dmytro Bondar oprowadził ich po sali, gdzie zgromadzono przedmioty, jakie w czasie walk zneutralizowała dowodzona przez nich służba, m.in. pociski czy miny.
Na koniec, żegnając się, gen. Bondar również dał gen. Szymczykowi prezent - identyczną tubę granatnika. Ta jednak nie była przerobiona na głośnik, ale Ukraińcy zapewnili, że granatnik jest zużyty i bezpieczny. Co więcej, mówili, że można go przewieźć bez zgłoszeń, że był wart tyle, co cena złomu. Jak mówi nasz informator, delegacja samochodami wróciła do Warszawy, a otrzymane prezenty gen. Szymczyk zostawił na zapleczu swojego gabinetu.
Szef polskiej policji z kolei przekazał nam, że następnego dnia po powrocie chciał przełożyć prezenty od Ukraińców na zapleczu swojego gabinetu. W chwili, kiedy przestawił pionowo na podłodze jeden z granatników, dosłownie po sekundzie doszło do eksplozji.
Wybuch był potężny - siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit - mówi nam gen. Szymczyk.
Informacji o eksplozji nie przekazano od razu, a dopiero dzień później, po ponad trzydziestu godzinach.
Tuż po eksplozji, jak ustalili nasi reporterzy, na miejsce przyjechała straż pożarna i pogotowie. Ratownicy opatrzyli rannego komendanta i zabrali do szpitala. Z naszych informacji wynika, że od razu powiadomiono prokuraturę. Na miejscu sprawdzono, czy nie było zagrożenia chemicznego i radiacyjnego. Według naszych informatorów generał Szymczyk był trzeźwy.
Czy to był samozapłon? Eksperci wojskowości twierdzą, że taki granatnik nie mógł wystrzelić sam - chyba, że był uszkodzony i w czasie przestawiania doszło do wybuchu. Ale możliwa jest też wersja, że komendant główny policji mógł nacisnąć jakiś element tuby po granatniku, którego dokładnie nie sprawdzono.
Teraz Wydział Kontroli sprawdza wszystkie okoliczności. Biegli ustalają, jak to możliwe, że w prezencie był materiał wybuchowy i jak mogło dojść do eksplozji.
Zniszczenia po wybuchu są na trzech kondygnacjach budynku - od parteru do drugiego piętra. Głównie chodzi o wyrwy w podłodze pomieszczenia socjalnego gen. Szymczyka, a także w podłodze na poziomie pierwszego piętra. "Mają okrągły kształt. Wielkość mniej więcej obiadowego talerza" - donosi dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada. Przez dziurę z gabinetu komendanta widać pomieszczenie ochrony budynku na parterze.
Z naszych informacji wynika, że poza tymi uszkodzeniami nie ma większych strat. Nie wypadły szyby z okien, nie było też pożaru.
Pomieszczenia Komendy Głównej Policji uszkodzone w eksplozji, do której doszło w gabinecie szefa policji, zostały już przywrócone do użytkowania.
Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada ustalił, że w najbliższym czasie gen. Szymczyk ma się zjawić przed prokuratorami. Zostanie przesłuchany w charakterze świadka - śledczy utrzymują, że jest pokrzywdzonym w trwającym postępowaniu. Nie można jednak wykluczyć, że w czasie składania zeznań zostanie uprzedzony o ewentualnej odpowiedzialności.
Śledztwo dotyczy nieumyślnego spowodowania eksplozji zagrażającej życiu wielu osób. Grozi za to do 5 lat więzienia.
Prokuratorzy w tym postępowaniu muszą też wyjaśnić, czy policja po incydencie działała zgodnie z procedurami. Zbadane musi zostać to, czy doszło do przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy.
Prokuratura konsekwentnie odmawia podawania jakichkolwiek informacji w sprawie prowadzonego śledztwa. "To zbyt poważna sprawa" - usłyszał dziennikarz RMF FM.