Od 1 października budynki administracji publicznej - zarówno rządowe jak i samorządowe - będą zobowiązane do obniżenia zużycia energii o 10 procent. To jeden z elementów ogłoszonej wczoraj przez premiera tzw. tarczy solidarnościowej, czyli odpowiedzi na kryzys energetyczny. Co samorządowcy sądzą o takich wytycznych i czy będą w stanie je zrealizować?
Każdy z rozmówców reporterki RMF FM Anny Zakrzewskiej podkreślał, że będzie to bardzo trudne do zrealizowania. Wszystko zależy tak naprawdę od wielkości budynków w danej gminie i liczby pracowników w niej zatrudnionych.
W przypadku gminy Izabelin jej wójt Dorota Zmarzlak mówi wprost: osiągnięcie 10 procent nie będzie możliwe.
"My po prostu nie mamy, na czym oszczędzać. Nie mamy iluminacji, nie mamy zabytków. W życiu 10 procent nie będzie możliwe do osiągnięcia" - argumentuje.
Zwłaszcza, że zawsze pod koniec roku urzędnicy mają ręce pełne roboty i spędzają w urzędach więcej czasu, a co za tym idzie zużywana jest także większa ilość prądu.
"W przypadku jeszcze takiego zasypania nas różnego rodzaju zleceniami. Chociażby wnioskami o dodatek węglowy. Mój GOPS będzie pracował raczej dłużej niż krócej, co jak łatwo się domyślić nie wygeneruje żadnych oszczędności" - dodaje.
W Podkowie Leśnej i Starych Babicach władze nie są już tak stanowcze w tej kwestii i zapewniają, że zrobią wszystko, by takie liczby wygenerować.
Dla gminy Stare Babice problemem nie jest na przykład wygenerowanie oszczędności, bo i tak urzędnicy na co dzień starają się robić wszystko, by takie nawyki wprowadzać, ale brak dotacji na odnawialne źródła energii.
"Oczywiście my od jakiegoś czasu zachęcamy już naszych pracowników do tego, by wyłączali komputery przed wyjściem z pracy, wyłączamy też na noc wszelkie niezbędne sprzęty, jak chociażby drukarka czy ksero. Ale ja byłbym bardziej zadowolony, gdyby te zachęty były w postaci dotacji do OZE czy rozwiązań fotowoltaicznych. To o wiele bardziej pomogłoby naszej gminie" - mówi sekretarz gminy Michał Więckiewicz.
Gmina zapewnia, że wszystkie instytucje publiczne - w tym szkoły i przedszkola - są zabezpieczone przed zimą. Urzędnicy nie mają jednak pewności, czy dostawcy prądu i gazu nie podniosą im kosztów w trakcie trwania umów.
Władze gmin oszczędności szukają także w tak prozaicznych czynnościach jak obniżanie temperatury w urzędach czy wody w kranach.
"Na pewno tu, gdzie my pracujemy w urzędach, wszyscy będą się cieplej ubierali, ale jest gdzieś ta granica komfortu pracy. Zacznie się zaraz sezon chorobowy, więc wcale to nie będzie z korzyścią dla wszystkich. Poza tym jeśli przez ostatnie lata zrobiło się bardzo dużo kroków, które miały obniżyć te koszty, zoptymalizować je, to trudno jest nagle zrobić coś spektakularnego, jak chociażby obniżenie tych wydatków o 10 procent" - wyjaśnia burmistrz Podkowy Leśnej Artur Tusiński.
W Podkowie Leśnej urzędnicy zrezygnują także prawdopodobnie z utrzymania zimowego lodowiska oraz świątecznych iluminacji - a przynajmniej skrócą okres, kiedy świecą, z kilku miesięcy do kilku tygodni.
"Do tej pory utrzymanie takiego lodowiska kosztowało nas jakieś 200 tysięcy złotych. Przy obecnych podwyżkach byłby to koszt pół miliona, albo nawet miliona złotych. Kogo na to stać?" - pyta retorycznie burmistrz Tusiński. "Tylko, że takie kroki odbiją się na komforcie samych mieszkańców, a to tak naprawdę ostatnia rzecz, jaką chcielibyśmy robić..." - kończy.
Władze gmin myślą także o wyłączeniu oświetlenia na ulicach w godzinach nocnych. Ten pomysł spotyka się jednak z różnymi opiniami mieszkańców ze względu na bezpieczeństwo, dlatego przed podjęciem ostatecznej decyzji będzie z nimi dokładnie skonsultowany.