"Stop alienacji rodzicielskiej!" - pod takim hasłem ulicami Warszawy przeszedł dziś protest rodziców, głównie ojców. Przyjechali oni m.in. z Mysłowic, Ełku czy Wrocławia po to, żeby najpierw przed biurem Rzecznika Praw Dziecka, a potem przed Sejmem mówić o problemie utrudniania przez drugiego rodzica kontaktów z dzieckiem.

"Nie widzę syna 164 dni"

Ostatni raz syna widziałem pod koniec września - mówi naszej reporterce jeden z protestujących. Była żona stwierdziła, że dziecko będzie miało tylko jeden dom. Powiedziała mi to otwarcie i w trakcie rozwodu spróbowała dosłownie wszystkiego - dodaje.

Mężczyzna miał zakładane niebieskie karty, były zgłoszenia do prokuratury, pomówienia o przemoc.

Wszystko po kolei było umarzane, bo po prostu nie miało miejsca - wspomina. Kiedy sąd chciał nam dać opiekę naprzemienną i wydał takie postanowienie na czas trwania postępowania, to żona tydzień później, gdy ja wyszedłem na godzinę z domu, po prostu spakowała dziecko i wyjechała z nim. No i widziałem go od tamtej pory dwa razy - mówi.

Ojciec chłopca podkreśla, że w takiej sytuacji nie ma wsparcia państwa.

Policja rozkłada ręce i odsyła do sądu, kurator przydzielony do naszej sprawy twierdzi, że może tylko zrobić notatkę. A ośrodek pomocy społecznej, który był zaangażowany, też rozkłada ręce, też może tylko zrobić notatkę, wszyscy odsyłają do sądu. A w sądzie to niestety działa tak, że składa się pismo i się czeka. Z kolei sądowe postanowienia nie są egzekwowane, więc co z tego, że sąd je wydał - tłumaczy.

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

"Jestem tatą Dominika. Nie widziałem syna 273 dni"

Mężczyzna, zgodnie z orzeczeniem sądu, powinien widywać syna w poniedziałki, środy, piątki, w każdy nieparzysty weekend, w czasie wakacji, świąt i ferii zimowych. Matka - jak mówi nam ojciec chłopca - uniemożliwia mu kontakt z synem.

Nigdy nie zdarzało się tak, żebym mojego skarba nie odwiózł do domu na czas, bo skutkowałoby to oczywiście w polskim prawie uprowadzeniem własnego dziecka - mówi naszej dziennikarce.

Natomiast po świętach wielkanocnych ubiegłego roku został mi postawiony zarzut pobicia dziecka. Dziecko zostało dokładnie przebadane i pobicie zostało wykluczone. Ale sąd wydał postanowienie o ograniczeniu kontaktów na czas trwania sprawy. Na tę chwilę od 7 czerwca nie mam syna - przyznaje.

"Amelko, tata Cię kocha i walczy o sprawiedliwość"

Kolejny z ojców nie widział córki od listopada.

Kiedy przyjeżdżam na kontakt, jestem informowany tylko, że córka nie chce iść, chce zostać z mamą i muszę opuścić miejsce, do którego przyjechałem, czyli obecne miejsce zamieszkania mojej córki i byłej partnerki, która tu się wprowadziła. W zeszłym roku, 5 lutego wyjechała 700 kilometrów stąd, do swojej rodziny. Nagle, bez żadnego słowa uprzedzenia, ustalenia ze mną, zabrała ze sobą córkę i ją wywiozła - opowiada naszej reporterce.

Mężczyzna nie wyobraża sobie, żeby nie jeździć do córki, chociaż odbija się od drzwi.

Zwracałem się do różnych instytucji, do różnych organizacji, ale cały czas odbijamy się od ściany - tłumaczy. To bardzo długie terminy, a takie sprawy powinny się odbywać w ciągu dwóch, trzech miesięcy. Jak sąd może dobrze ocenić więź z rodzicem, skoro ta więź jest zaburzona przez drugiego rodzica, który uniemożliwia nam kontakt - pyta.

Ojcowie podkreślają, że oczekują konkretnych działań od odpowiedzialnych instytucji i karania osób, które nie realizują postanowień sądów.

Co z tego, że te sądy dadzą opiekę naprzemienną, skoro dziecko i tak nie będzie wydawane? Ja bym oczekiwał, żeby ktoś wyszedł i powiedział, że on widzi problem i że zamierza pracować nad prawem w taki sposób, żeby były faktycznie te postanowienia respektowane. A jeśli nie będzie kar, nic się nie zmieni - mówi.

Opracowanie: