„Po wieloletniej batalii sądowej przejmujemy bezprawnie zajmowany przez Rosjan budynek przy ul. Sobieskiego 100." – informuje miasto Warszawa. Prezydent stolicy pokazał zdjęcia i filmy, obrazujące, jak wyglądał kompleks w momencie, gdy w poniedziałek weszli do niego przedstawiciele miasta.
"Po wielu latach starań Miasto Stołeczne Warszawa odzyskuje "Szpiegowo" - budynek przy ul. Sobieskiego 100 bezprawnie zajmowany przez Rosjan. To niezwykle symboliczne, że zamykamy ten wieloletni proces teraz, w dobie rosyjskiej agresji. I że z budynku skorzysta społeczność ukraińska." - napisał Rafał Trzaskowski na swoim facebookowym profilu.
Prezydent Warszawy dołączył zdjęcia i filmy, zrobione przed przedstawicieli miasta, zaraz po wejściu do kompleksu. "Każde z pomieszczeń jest zdemolowane i ogołocone. Wygląda na to, że do "uratowania" nadają się tylko ściany nośne. Pocięte było nawet okablowanie wind. Na miejscu zastaliśmy dwie kasy pancerne - obie puste." - napisał.
Dodał także, że budynki wymagają generalnego remontu.
Przedstawiciele władz miasta pojawili się przed budynkiem w poniedziałek po godzinie 8. Jak twierdzą okoliczni mieszkańcy, którzy od rana śledzili zamieszanie przy Sobieskiego 100, na teren kompleksu wjechali też zamaskowani mężczyźni mówiący po rosyjsku. Pół godziny później pod wejście podjechał komornik.
W budynku przy ulicy Sobieskiego 100, w którym w czasach PRL mieszkali pracownicy rosyjskiej ambasady jest ponad 100 mieszkań. Wiele lat temu budynek opustoszał i wymaga remontu. Na przestrzeni lat przedstawiciele Ministerstwa Spraw Zagranicznych i stołecznego ratusza podejmowali szereg prób uregulowania stanu prawnego nieruchomości na rzecz Federacji Rosyjskiej w Polsce i odpowiednio w Rosji na rzecz Polski.
Stolica zapowiadała, że zamierza przeznaczyć lokale dla rodzin z małymi dziećmi, które straciły swoje domy w wyniku trwającej od 24 lutego agresji Rosji na Ukrainę.
Ambasador Ukrainy powiedział jednak PAP, że bardziej prawdopodobne jest powstanie w tym miejscu kulturalnego centrum ukraińskiego. Mieszkań takich normalnych mogłaby tu powstać 50, może 70. Trudno by nam było wybrać spośród tylu potrzebujący te kilkadziesiąt rodzin - tłumaczył Andrij Deszczyca.