"To jest kradzież. Kradzież tego, na co wszyscy mieszkańcy gminy pracowali przez ostatnie lata" - w takich mocnych słowach, wójt gminy Słupsk Barbara Dykier mówi o odebraniu gminie terenu, który 13 lat wcześniej otrzymała jako rekompensatę za budowę tarczy antyrakietowej w Redzikowie.
W sierpniu władze gminy zaapelowały do rządu o korektę decyzji zmieniającej od 1 stycznia 2023 roku granice administracyjne miasta i gminy Słupsk. Choć wójt przedstawia bardzo konkretne argumenty, do dziś nikt ze strony rządowej do pisma się nie odniósł.
O zmianie granic miasta i gminy Słupsk było głośno w ostatnich miesiącach. Między innymi za sprawą protestów mieszkańców gminy, którzy sprzeciwiali się planom odebrania gminie terenów, na których leży w sumie 7 sołectw. To miasto Słupsk chciało, by tereny te zostały włączone w jego granice administracyjne.
O wątpliwościach mieszkańców możesz przeczytać tutaj.
Ostatecznie w lipcu tego roku na szczeblu rządowym zapadła decyzja w tej sprawie. Wynika z niej, że od początku przyszłego roku do granic administracyjnych Słupska włączonych zostanie w sumie 955 hektarów terenów należących aktualnie do gminy. To obszar dwóch pełnych sołectw oraz połowy kolejnego.
To tereny niezamieszkałe, żaden mieszkaniec gminy nie stanie się więc w związku z tą zmianą automatycznie mieszkaniem miasta. Mimo to sprawa budzi ogromne emocje, bo będzie miała ogromny wpływ na finanse i budżet gminy.
Głównym problemem są tereny w miejscowości Płaszewko. Jak tłumaczy RMF FM wójt gminy Słupsk Barbara Dykier, dziś jest to teren inwestycyjny, który w 2009 roku gmina uzyskała od Skarbu Państwa, jako rekompensatę za budowę tarczy antyrakietowej w Redzikowie. Było to 50 hektarów ziemi po dawnych poligonie wojskowym. Dla tego obszaru opracowano specjalne plany, zainwestowano w niego około 20 milionów złotych, teren uzbrojono. Rozpoczęła się sprzedaż działek podmiotom gospodarczym.
Teraz, gdy działalność gospodarcza już tam kwitnie, a kolejne podmioty chcą ją tam prowadzić, teren został oddany miastu. Wraz za zmianą granic do kasy miasta trafią podatki od inwestorów, którym warunki do rozwoju stworzyła gmina. Dlatego władze i mieszkańcy gminy Słupsk czują się pokrzywdzeni.
Włączenie Płaszewka w granice administracyjne miasta to jest kradzież. Kradzież tego, na co wszyscy mieszkańcy gminy Słupsk pracowali przez ostatnie lata. Żeby uzbroić ten teren, gmina musiała zrezygnować z inwestycji w innych sołectwach - mówi w rozmowie z RMF FM Barbara Dykier, wójt gminy Słupsk.
Tłumaczyliśmy mieszkańcom, że przeznaczamy te środki finansowe na uzbrojenie tego terenu. Że w przyszłości ten teren będzie generował dochody i powrócimy do tych inwestycji, na które mieszkańcy czekają w poszczególnych sołectwach. Nikomu by do głowy nie przyszło, że teren, gdy zostanie w pełni uzbrojony, nagle po prostu, jednym rozporządzeniem zostanie gminie zabrany. Bez żadnych odszkodowań, bez żadnej rekompensaty - podkreśla Barbara Dykier.
Jak wylicza gmina straci tylko z tego powodu w przyszłym roku około 3 mln złotych. Jak mówi, przy wszystkich dochodach własnych sięgających 50 mln złotych, to ogromna strata finansowa dla gminy. To tylko przyszły rok. W dalszej perspektywie mowa o nawet o 7 mln złotych straty. Dla gminy Słupsk, ze względu na globalną sytuację, ceny energii i inflację, to podwójnie trudna sytuacja.
Dykier podkreśla, że szacunki dotyczą jedynie kluczowych terenów w Płaszewku, a nie wszystkich strat gminy z tytuły zmiany granic.
Jak mówi, choć czasu jest już niewiele, wciąż liczy na zmianę tej decyzji i elementarną sprawiedliwość w tej sprawie.
Liczę na zmianę, bo to jest kwestia pewnego zaufania. Myśmy te tereny uzyskali przecież jako rekompensatę od polskiego rządu, od Skarbu Państwa. To jest kwestia i zaufania, i pewnej umowy spisanej aktem notarialnym między Skarbem Państwa, między rządem a samorządem - mówi Dykier.
Jak wyjaśnia wójt, tryb administracyjny nie przewiduje możliwości odwołania się samorządu od takiej decyzji, dlatego w sierpniu skierowała po prostu apel do premiera oraz do szefa MSWiA. Oprócz argumentów związanych z terenem w Płaszewku, jak mówiła przedstawiła także inne problem, zwykłych mieszkańców.
Mamy takie sytuacje, że po zmianie granic dom mieszkańców będzie w gminie Słupsk, a ogród przy domu już w mieście Słupsk. O takie korekty wnosiliśmy i do pana premiera i do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Do dziś nie mamy żadnej decyzji w tej sprawie, nie mamy odpowiedzi, nie mamy rozstrzygnięcia - mówi RMF FM Barbara Dykier.