W Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Gdańsku po raz kolejny wstrzymane zostały przyjęcia na oddział dziecięco-młodzieżowy. "Nasze działanie jest krzykiem przypomnienia: jest źle. Usiądźmy, spróbujmy pomyśleć, co poszło nie tak, co można jeszcze zmienić" - mówi w rozmowie z RMF FM dyrektor placówki Mariusz Kaszubowski.
Jakie są przyczyny tego, że mamy w tej chwili tyle zgłoszeń i tyle młodych osób w kryzysie? Gdzie szukać rozwiązań? - z Mariuszem Kaszubowskim rozmawiał Stanisław Pawłowski.
Stanisław Pawłowski: W piątek zostały wstrzymane przyjęcia na oddział dziecięco-młodzieżowy. To nie jest sytuacja nagła.
Mariusz Kaszubowski: Po raz czwarty lub piąty podejmujemy takie działanie. Wynika ono z tego, że po raz kolejny przekroczyliśmy granicę "obłożenia" oddziału. Mieliśmy 76 pacjentów na 46 miejsc. W takiej sytuacji ciężko jest zapewnić bezpieczeństwo i prowadzić normalną terapię. Mamy ograniczoną liczbę personelu, więc dla dobra pacjentów już tutaj przebywających, musieliśmy podjąć taką decyzję.
Co dzieje się z pacjentem, który teraz do państwa przyjedzie?
W sytuacji, gdy jest potrzeba bezwzględnej hospitalizacji, staramy się - jeśli obłożenie jest nieco niższe - przyjąć takiego pacjenta albo znaleźć dla niego miejsce w innych ośrodkach, bardzo często poza województwem. Wszystkie oddziały stacjonarne w Polsce funkcjonują na zasadzie naczyń połączonych. Doskonale wiemy, jaka jest sytuacja w innych szpitalach. Staramy się wzajemnie współpracować.
Czy w ostatnich dniach przyjeżdżali pacjenci?
Nie było takich przyjęć, które wymagałyby hospitalizacji. Pamiętajmy, że dziecko przyjęte na oddział psychiatryczny nie wychodzi po 2-3 dniach. To zdarza się naprawdę w wyjątkowych sytuacjach. Dzieci przebywają tutaj sporo czasu, więc wypisy będą następowały, ale powoli. Potrzebujemy czasu, żeby dojść do stanu akceptowalnego. Chcemy zwrócić uwagę na problem. Jesteśmy szpitalem i powinniśmy być tą "ostatnią bramą", gdzie przyjmujemy już naprawdę bardzo trudne przypadki, w sytuacji, kiedy wszystkie inne elementy zawiodły. Jak widać one zawodzą. W związku z tym trzeba pomyśleć nad rozwiązaniami systemowymi.
Mówi Pan, że zależy Wam, żeby w systemie ochrony zdrowia o tym nie zapomniano.
Czasami mam wrażenie, że zostajemy sami. O pewnych problemach mówimy, sygnalizujemy je i okazuje się, że nie wszystkie nasze głosy są uwzględnione. Bardzo byśmy chcieli, żeby może w nowym rozdaniu było świeże podejście m.in. do kwestii funkcjonowania opieki ambulatoryjnej, bo to jest duże wsparcie dla nas. Mówimy o poradniach, o dostępności do psychiatry, aby te rozwiązania powstały w konsultacji z lekarzami, którzy widzą pacjenta. Żeby nie było to urzędnicze myślenie o systemie. System, który nie przedstawia w tej chwili transparentnego sposobu rozliczania, zniechęca do funkcjonowania tego typu ośrodków. Tylko w momencie kiedy tych poradni będzie więcej dostępność się zwiększy. Pamiętajmy, że bardzo często na początku wystarczy konsultacja, rozmowa, terapia na poziomie poradni, szpital jest ostatecznością. Łóżko nie leczy. Pacjent, który wychodzi z oddziału stacjonarnego jest zdiagnozowany, ustawiony farmakologicznie, ale proces zdrowienia, leczenia, terapii rozpoczyna się po opuszczeniu szpitala. Jeżeli pacjent w początkowym etapie kryzysu nie może skorzystać z poradni, a kiedy kryzys jest już głęboki, wychodzi z oddziału i też nie ma możliwości kontynuacji terapii, nie ma co się dziwić, że mamy ponowną hospitalizację i tyle osób na izbie przyjęć.
Szpital jest ostatnim etapem. Co powinno się zmienić?
Trzeba przyjrzeć się całej tej sytuacji od początku. Co jest przyczyną tego, że mamy w tej chwili tyle zgłoszeń i tyle młodych osób w kryzysie? Czynników jest naprawdę bardzo wiele. Wpływ na to ma postęp cywilizacyjny, doba cyfryzacji. Pokolenie młodych ludzi, którzy żyją z dnia na dzień, którzy znają swoje prawa, w mniejszym stopniu obowiązki. Co dziesiąty rodzic jest wypalony, mówi, że żałuje, że ma dzieci. Takie są statystyki. My sami, ja też jestem rodzicem, często gonimy za różnymi rzeczami i gdzieś tam umykają nam elementy bardzo istotne dla rozwoju młodego człowieka. Okazuje się, że popełniamy błędy jako rodzice. Spadek kompetencji rodzicielskich jest w ostatnim czasie ogromny. To też wpływa na to, że dobrostan psychiczny młodego człowieka nie jest właściwy. Do tego dochodzi środowisko szkolne, rówieśnicze i kłopoty z tego wynikające, które generują głębokie kryzysy, depresje czy nawet próby samobójcze. Wiele z tych prób ma charakter manifestacji, czyli chęci zwrócenia na siebie uwagi, ale to też jest sygnał, że środowisko rodzinne nie funkcjonuje właściwie. Pamiętajmy, że nie można rozdzielić psychiatrii dorosłych od psychiatrii dzieci, co w tej chwili ma miejsce. Dorosły człowiek i dziecko funkcjonują w tym samym świecie. Mamy też przypadki kryzysów u osób dorosłych - kryzysów związanych z sytuacją ekonomiczną, z wojną na Ukrainie - to też przekłada się na młodego człowieka. Statystyki mówią wyraźnie, że osoba, która jest w głębokiej depresji psychicznej bądź głęboko zaburzona, ma wpływ na funkcjonowanie dziesięciu innych osób w jego otoczeniu.
Tych przyczyn jest bardzo dużo. Powinniśmy szukać rozwiązań w porozumieniu między różnymi instytucjami i sektorami: szkolnictwem, sądownictwem, policją, służbą zdrowia, ale rozumianą szerzej niż tylko psychiatria. Chodzi o współdziałanie instytucji, które odpowiadają za funkcjonowanie rodziny i ludzi w społeczności, gdzie możemy wpływać na ich relacje i generować dobrostan psychiczny.
Zaczynając od profilaktyki i dostępności części ambulatoryjnej moglibyśmy ten trend odwrócić. Na to potrzebne są lata, ale trzeba wyznaczyć odpowiedni kierunek, zdiagnozować i rozsądnie podejść do zmian systemowych.
Od piątku oddział jest zamknięty, jak będą wyglądały najbliższe tygodnie czy miesiące Waszej pracy?
Myślę, że chwilowo uda nam się, tak jak już bywało wcześniej, zmniejszyć liczbę pacjentów, ale to jest kwestia czasu. Na pewno nie wrócimy do tego stanu łóżkowego, który wynika z rejestru medycznego. Najbliższe lata będą trudne, ale my o tym mówimy od dawna. Wstrzymanie po raz kolejny przyjęć jest krzykiem przypomnienia: jest źle. Usiądźmy, spróbujmy naprawdę pomyśleć, co poszło nie tak, co można jeszcze zmienić, jakie powinny być kierunki zmian. I bardzo głęboko liczę na to, że będzie okazja do tego, żeby w końcu posłuchać i uwzględnić postulaty i rozwiązania proponowane przez lekarzy i terapeutów, którzy są przy pacjencie.
Co powinno być zrobione w pierwszej kolejności, żeby pomóc?
My wyszliśmy daleko poza rolę szpitala. Otworzyliśmy poradnie pierwszego poziomu referencyjnego, czyli poradnię dla dzieci, młodzieży i ich rodziców, gdzie mamy psychologa i psychoterapeutę. Mamy drugi poziom referencyjny, czyli poradnie i oddział dzienny. Stworzyliśmy platformę informacyjną, gdzie można szukać tej pomocy. Prowadzimy live czat z psychoterapeutami dla dzieci, młodzieży i ich rodziców. Mówię to po, żeby pokazać, w którą stronę należałoby rozwijać tę pomoc. Ale mamy ogromne problemy w rozliczeniem pierwszego i drugiego poziomu referencyjnego. Powinniśmy zmniejszyć lukę pomiędzy komercyjnymi stawkami i uprościć system tak, aby było więcej chętnych do otwierania poradni. Uproszczony system, stałby się bardziej atrakcyjny finansowo i wtedy siłą rzeczy szybko wyrośnie dużo poradni, a to jest właściwy kierunek. Wielu kryzysów można byłoby uniknąć, gdyby był dostęp do psychologa, psychoterapeuty, terapeutę środowiskowego, lekarza w ostateczności.