"Park Oliwski zamiera. Podobnie jak inne przestrzenie zabytkowej zieleni. To jest problem ogólnopolski, ale w sposób szczególnie drastyczny występujący w Gdańsku" - mówi RMF FM prof. Witold Paweł Burkiewicz, scenograf przestrzeni, architekt krajobrazu, twórca i nauczyciel akademicki, profesor Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Barcelonie.
Sam o sobie mówi, że jest najlepiej wykształconym i najbardziej doświadczonym specjalistą w zakresie sztuki ogrodowej w Polsce, ale też, że jest obiektem ostracyzmu ze strony gdańskich urzędników. Dlaczego? Chodzi o jeden z symboli Gdańska, czyli słynny Park Oliwski - zabytkowy, dawny przyklasztorny ogród, założony przed wiekami przez oliwskich cystersów.
Zdaniem prof. Burkiewicza działania dyrekcji Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni, którego jest pracownikiem, są nieprofesjonalne i nieodpowiedzialne. Chodzi nie tylko o palmę daktylową, która nie przetrwała prowadzonej na zlecenie miasta inwestycji. O tym, na czym polega degradacja Parku Oliwskiego i jak ją zatrzymać, czy słynnego daktylowca można było uratować i dlaczego obumarły kolejne cenne rośliny z prof. Pawłem Burkiewiczem, rozmawiał dziennikarz RMF FM Kuba Kaługa.
Kuba Kaługa: Nie zwolnili pana jeszcze z Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni?
Prof. Paweł Burkiewicz: Cóż, jestem na zwolnieniu lekarskim, ale to zwolnienie ma przyczynę w tym, co się stało. Mam po prostu problemy kardiologiczne. Bardzo poważne.
KK: Jak one wiążą się z Parkiem Oliwskim?
PB: Niestety od długiego czasu jestem obiektem ostracyzmu, szkalowania, rozpowszechniania całkowicie niesprawdzonych opinii, po prostu niszczenia człowieka.
KK: I to wszystko wydarzyło się po tym, jak napisał pan list otwarty, w którym odniósł się pan krytycznie do tego, jak zarządzany jest Park Oliwski?
PB: To zdarzyło się wcześniej i jest absolutnie absurdalne. Jestem twórcą kolekcji nowej palmiarni i oranżerii w Parku Oliwskim. Stworzyłem ją niemalże własnymi rękoma. Dałem bardzo wiele i serca, i wiedzy, także z potrzeby stworzenia czegoś ważnego dla Gdańska. I po tym właśnie pojawił się jakiś list do dyrekcji GZDiZ, w którym zarzucono mi niekompetencję. Paszkwil, który został mi w sposób zupełnie nie do zaaprobowania, czyli publicznie, odczytany. Bez żadnego sprawdzenia zasadności. Przejąłem się tak bardzo, że wylądowałem w Klinicznym Oddziale Ratunkowym. Wciąż jestem pod opieką kardiologów, prowadzę intensywne leczenie. Miejmy nadzieję, że znowu będę w dobrej kondycji.
KK: Dlatego powstał ten list otwarty?
PB: Dopiero potem napisałem list otwarty do mieszkańców, władz, radnych i pomorskich posłów. List w sprawie Ogrodu Oliwskiego - wyjątkowego dzieła sztuki ogrodowej. Jedynego takiego dzieła, jakie mamy na Pomorzu, który z powodu złego zarządzania, niekompetencji, zaniedbań ucieka nam. Niedługo możemy to dzieło sztuki ogrodowej utracić. I powiedziałam: "nie, dość!". Ja się na to nie zgadzam. Całe życie odtwarzam, ratuję, odzyskuję zieleń komponowaną. Jestem specjalistą w dziedzinie zieleni historyczno-artystycznej.
KK: Właśnie chciałem o to zapytać. Jakie pan ma kompetencje, żeby oceniać, czy Park Oliwski jest dobrze zarządzany czy źle?
PB: Cóż... Kształciłem się i formowałem zawodowo przez kilkanaście lat. Kończyłem Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej, a potem jeszcze cztery uczelnie zagraniczne, związane właśnie z tym tematem. Doktoryzowałem się także na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej.
KK: A praktyka?
PB: Również kilkanaście lat. Pracowałem między innymi w Zarządzie Rezydencji Królewskich w Madrycie. Restaurowałem najbardziej znane i znaczące w Europie kompleksy pałacowo-ogrodowe. Choćby Aranjuez, Buen Retiro czy Alameda de Osuna. Pracowałem w kilkunastu ogrodach historyczno-artystycznych, które restaurowałem. Mógłbym obdzielić tym doświadczeniem kilka życiorysów.
KK: Od kilku lat jest pan związany z Gdańskim Zarządem Dróg i Zieleni. To doświadczenie okazało się niewystarczające, żeby przekonać do swojej wizji dyrekcję GZDiZ?
PB: Tu nie chodzi o wizję. Kiedy rozpocząłem pracę w Zarządzie Dróg i Zieleni od razu zaproponowałem projekty zupełnie unikalne w Europie: "Spojrzenie na Gdańsk" oraz "Gdańskie Szlaki Krajobrazowe". Władze miasta - to muszę powiedzieć - zainteresowały się tym i poparły.
KK: Mieszkańcy mogą kojarzyć na przykład odsłanianie kolejnych widoków na miasto ze wzgórz morenowych okalających Gdańsk. Pana działalność jest dostrzegalna, ale wróćmy do Parku Oliwskiego. W liście otwartym pisał pan między innymi o ćmie bukszpanowej, o tym, że drzewostan jest bardzo źle utrzymany, że mała architektura, nawet ławki sponsorskie są zniszczone. Pisał pan też, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Ta lista jest dłuższa?
PB: Tak, jest dłuższa. Po prostu Park Oliwski zamiera. Od kilkudziesięciu lat. To nie jest tylko kwestia ostatnich lat, choć niestety tempo niszczenia tego zabytku sztuki ogrodowej bardzo w tej chwili przyspieszyło. I nie chodzi tylko o te ławki sponsorowane, których projektu zresztą jestem autorem, nie tylko o całe mnóstwo elementów infrastruktury tworzących taki ogród, ale również o zasoby botaniczne. Trzeba powiedzieć, że Park Oliwski - a o tym mało kto wie - był bardzo znany przez dziesiątki lat przede wszystkim z kolekcji botanicznych. To była kolekcja i roślin egzotycznych, i sławne Alpinarium założone przez Ericka Wocke w roku 1910, i potem w latach 50. piękny ogród botaniczny i kolekcja dendrologiczna. Te wszystkie kolekcje uciekają nam. To znaczy Kolekcja Roślin Alpejskich już nie istnieje. Od roku staram się ją restytuować. Natomiast pozostałe kolekcje cały czas zanikają. I stąd mój protest.
KK: Pewnie jeszcze pana zapytam o palmę, o której chyba słyszała cała Polska, ale ostatnie dni to też są informacje np. o tym, że przebudowy palmiarni nie przetrwały agawy. Potężne, kilkudziesięcioletnie sukulenty. Jak to możliwe, że obumarły?
PB: Te rośliny obumarły z zimna. Obumarły z zimna. W trakcie budowy...
KK: Muszę od razu dopytać czy były źle zabezpieczone w trakcie budowy?
PB: W ogóle nie były zabezpieczone! Skandalem jest właśnie to, że nie były w ogóle zabezpieczone, a to bardzo istotne rośliny w sensie emocjonalnym i w sensie materialnym.
KK: Kto ich nie zabezpieczył?
PB: Formalnie powinny zostać zabezpieczone przez firmę, która prowadziła prace związane z budową nowej palmiarni, ale przede wszystkim zadbać o to powinni właściwi pracownicy Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni. Ogród Oliwski to obiekt pod zarządem Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni.
KK: Czy ktoś mógł nie przewidzieć, że taki może być los tych roślin, czy to rzecz z kategorii "oczywista oczywistość"?
PB:. Jakieś względne warunki zostały tam zapewnione dla pozostałych roślin. Natomiast trudno było nie zauważyć tego faktu. To były ogromne agawy, kilkudziesięcioletnie, szacuję je na 30 lat.
KK: Agawa może nawet do setki dociągnąć.
PB: Agawa może dożyć bardzo wielu lat, do momentu, aż zakwitnie. Kwitnie tylko raz, ale za to bardzo efektownie. Kwiatostany są ogromne, wspaniałe. To były rośliny, z którymi wiele osób związanych było emocjonalnie. To był element charakterystyczny Ogrodu Oliwskiego. Podobnie zresztą jak palma.
KK: A ta nieszczęsna palma mogła przetrwać?
PB: Gdyby była odpowiednio zadbana, to tak. Mogła przetrwać, bo palma nie obumarła z powodu wieku, ale z powodu błędu ludzkiego. Gdyby była wola, żeby zadbać o nią właściwie, to ona by przeżyła. Ja wielokrotnie prosiłem, wręcz błagałem stosowne osoby, żeby pozwoliły mi zająć się tą palmą. Niestety...
KK: Stosowne osoby, czyli kogo? Pana przełożonych? Dyrektora Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni? Jego zastępcę, pod którego podlega zieleń w mieście?
PB: Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam.
KK: Co traktuję jako potwierdzenie.
PB: No cóż... wielokrotnie pisałem w swoich raportach, że palma obumiera i prosiłem, żeby się nią zająć.
KK: Jaka była reakcja?
PB: Reakcja była bardzo urzędnicza, że tak powiem. I tutaj są takie zasady - za które Gdański Zarząd Dróg i Zieleni odpowiadać nie może - ale, jeżeli się na jakimś terenie, w tym wypadku administrowanym przez GZDiZ, wykonuje inwestycje, to wówczas ten teren zostaje ogrodzony i oficjalnie oddany, przekazany czasowo dla wykonawcy. Ale to nie powinno oznaczać, że się w ogóle nim nie interesujemy! I tutaj procedura została dopełniona - teren został przejęty przez wykonawcę i już gdański Zarząd Dróg i Zieleni umył ręce.
KK: Ręce na papierze ma czyste.
PB: Tylko, że palmy nie ma. Zresztą nie tylko palmy, również innych roślin.
KK: Jakich?
PB: Całego mnóstwa roślin, które były w dawnej kolekcji botanicznej. Ale tutaj powiem, że najważniejsze i najciekawsze rośliny, najbardziej wartościowe, w ilości około 200, uratowałem. Przez moją determinację, kiedy miałem jeszcze szansę je uratować. To znaczy w przeciągu ostatniego roku. Gdybym został dopuszczony do tych roślin odpowiednio wcześniej, wszystkie rośliny przetrzymałyby okres budowy. Trzeba powiedzieć uczciwie, że nie wszystkie były bardzo wybitne. Na szczęście większość roślin wartościowych udało się uratować. I posadziliśmy je w nowym obiekcie palmiarni i oranżerii. I możemy je dzisiaj podziwiać.
KK: Dlaczego pan dzisiaj o tym wszystkim mówi? Dlaczego pan napisał ten list? Czy chodzi panu tylko o to, żeby ktoś pana wysłuchał czy jest jakiś inny cel?
PB: Nie po to, żeby kogokolwiek karać. Chociaż oczywiście całe mnóstwo błędów ludzkich zostało popełnionych. Chodzi o to, żeby zmienić system, który jest systemem destrukcyjnym. Z powodu złego funkcjonowania urzędników, wszyscy tracimy określone wartości. Dzisiaj dotyczy to Ogrodu Oliwskiego, a za chwilę może dotyczyć Wielkie Alei Lipowej w Gdańsku. Chodzi o to, że trzeba zmienić określony system, a ten system musi mieć dwie następujące cechy: Ogród Oliwski posiada swoją własną strukturę organizacyjną i zajmują się nim odpowiednio przygotowane, wykształcone i kompetentne osoby. Żaden z tych warunków nie jest spełniony i po to jest ten list. Zmieńmy to. Nie chodzi o to, żeby się bić, nie o to, żeby coś wytykać. Jest źle. Ogród Oliwski zanika. Ostatnie dzieło sztuki ogrodowej jakie mamy, niedługo może przestać istnieć. A urzędnicy są zadowoleni, że wszystko jest OK.
KK: Urzędnicy mówią ćma bukszpanowa występuje też w innych miejscach i w wielu miastach Polski. Wszędzie jest z nią problem. Drzewa są regularnie, co dwa lata inwentaryzowane i są dobrze utrzymane. Pamiętam dobrze, kiedy pojawiały się wątpliwości dotyczące palmy i palmiarni, też była mowa o tym, że wszystko jest w porządku. To błędne koło.
PB: Tak, to błędne koło. Nie jest w porządku. Kolekcja dendrologiczna zamiera. Te opowieści o kontrolach co dwa lata, to są po prostu opowieści z mchu i paproci. W tym sensie, że z tego nic nie wynika. Nie chodzi o to, żeby co dwa lata przejrzeć jak tam drzewostan, tylko żeby z tego coś wynikło i żeby takiego przeglądu dokonywały osoby znające się na zieleni zabytkowej. Niestety nic takiego się nie dzieje i dlatego właśnie drzewa się łamią, wypadają, zmieniają swoją formę. Zatraca się charakter parku i jego walory, jako dzieła sztuki.
KK: Jakie mogą być tego konsekwencje?
PB: Przeróżne. Drzewo w parku to roślina, którą trzeba cały czas prowadzić, kontrolować jej wzrost, pokrój i formę. Jeżeli pozostawimy je samo sobie, jak to się dzieje od kilkudziesięciu lat w Oliwie i w wielu innych ogrodach w Polsce, to drzewo tak się zmieni, że nie będziemy w stanie już skorygować jego wyglądu i pokroju. Ono będzie zdziczałe, będzie się łamało. Pozbawione takiej kontroli drzewa w Parku Oliwskim, spowodowały, że skomponowane jeszcze w zeszłym wieku i wcześniej widoki, takie malarskie krajobrazy, przestały istnieć. Dziko rosnące gałęzie, konary pozasłaniały nam sadzawki, stawy, pozasłaniały Potok Oliwski. A to co jest, to niekontrolowana zieleń.
KK: Wspomniał pan, że zabrakło woli ze strony urzędników Gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni. To wszystko, o czym rozmawiamy to jest kwestia woli? Tu nie chodzi o nic więcej? Tu nie chodzi np. o pieniądze? Może trzeba byłoby nakłady jakoś mocno zwiększyć? Może miasta nie stać na zajęcie się parkiem w taki sposób, który byłby zgodny z prezentowaną przez pana wizją. To jest kwestia tylko woli i podejścia?
PB: Przede wszystkim to nie jest kwestia wizji tylko postępowania znanego już od dziesięcioleci, a skodyfikowanego w tak zwanej Karcie Florenckiej.
KK: Działania zgodnie ze sztuką po prostu?
PB: Działania zgodnie ze sztuką. I to nie jest związane z pieniędzmi, tutaj zdecydowanie odrzuciłbym taki argument. Miasto nie żałuje pieniędzy. W końcu były inwestycje. Nie tylko palmiarnia i oranżeria, ale przecież i grota szeptów, i mostki, i parę innych inwestycji, czyli pieniądze są. To jest kwestia nawet nie wiem czy złej, czy dobrej woli, ale kompletnego braku świadomości i profesjonalizmu. Decyzje w ważnych sprawach dotyczących naszego dziedzictwa podejmują niekompetentni urzędnicy, mając w zasięgu ręki osoby kompetentne, ale z powodów pozamerytorycznych odsuwający takie osoby. Jestem widomym przykładem takiego ostracyzmu, właśnie ze strony mojego obecnego ciągle jeszcze pracodawcy.
KK: A ma pan jakiś pomysł jaki jest ten pozamerytoryczny powód, z którego pan nie może się przebić ze swoimi argumentami?
PB: Nie wiem. Nie jest to dla mnie racjonalne. Żeby działać wbrew sobie tak naprawdę, wbrew władzom miasta. Wbrew nam wszystkim! Podstawową rzeczą, zresztą zawartą również we wspomnianej już Karcie Florenckiej, jest taki punkt: ogrodem historyczno-artystycznym powinny się zajmować osoby kompetentne. I im oddaje się najważniejsze dla funkcjonowania i utrzymywania takich obiektów decyzje. To jest bardzo proste. Nie wiem skąd jest taka złość, taka chęć zrobienia krzywdy tak naprawdę wszystkim. Nie wiem, dlaczego dyrekcja GZDiZ tak czyni.
KK: Czego pan by oczekiwał w tej sytuacji od władz miasta? Już nie dyrekcji GZDiZ, ale bezpośrednio od odpowiedzialnego za tę instytucję wiceprezydenta Piotra Grzelaka czy prezydent Gdańska Aleksandry Dulkiewicz?
PB: To nie jest tylko oczekiwanie profesora Burkiewicza. W 2016 roku została zawiązana rada programowa ds. Parku Oliwskiego. Na zakończenie działalności rady zostały określone wytyczne i sugestie. Dotyczyły tego, co należy zrobić, żeby Park Oliwski nie tylko nie zamierał, ale stawał się piękniejszy, bardziej atrakcyjny. Jako podstawowa rzecz zostało tam określone, że park powinien zostać wydzielony jako oddzielna jednostka i mieć swoje własne kierownictwo. Własną stałą ekipę, która się będzie nim opiekować i w oparciu o którą będzie budowane również grono specjalistów. I żeby Parkiem Oliwskim zajęły się osoby kompetentne.
KK: Łatwiej byłoby rozliczać z działań, które są podejmowane.
PB: Łatwiej, ale tutaj nie chodzi o rozliczanie.
KK: Przepraszam, ale trochę chodzi. Skoro okazuje się, że pewne działania - mówiąc delikatnie - prowadziły donikąd, choć urzędnicy wielokrotnie uspakajali, że wszystko jest dobrze.
PB: Nie jest dobrze. Park Oliwski zamiera. Podobnie z resztą jak inne przestrzenie zabytkowej zieleni. To jest problem w dużym stopniu ogólnopolski, ale w sposób szczególnie drastyczny występujący w Gdańsku. Jeżeli zmienimy tę strukturę, a przede wszystkim urzędnicy oddadzą specjalistom zajmowanie się parkiem, to park uratujemy. To, co się w tej chwili dzieje, to jest już przyspieszone tempo niszczenia tego parku i dla mnie zupełnie niepojęte jest, że w gdańskim Zarządzie Dróg i Zieleni tego nie widzą. Twierdzą, że wszystko jest OK, że będziemy rewaloryzować park, że wszystko jest pod kontrolą. Nie jest i potrzebne są natychmiastowe zmiany. I dlatego skierowałem ten list otwarty do wszystkich. To nie jest polityczny list. To jest list do wszystkich opcji, do wszystkich środowisk, do wszystkich mediów, również tych ogólnopolskich. Zróbmy coś dla Parku Oliwskiego! Jestem do dyspozycji, tak jak zawsze byłem do dyspozycji, służę radą i pomocą. Nie będę żałował czasu, bo ja ten park uwielbiam. Uratowałem wiele parków zabytkowych w Europie. Znam się na tym. Tylko, żeby pozwolono mi działać.