Policjanci zatrzymali 37-latka z Gdańska podejrzanego o kierowanie gróźb wobec jednego z uczestników procesu w sprawie zabójstwa prezydenta Pawła Adamowicza. Według nieoficjalnych informacji dziennikarza RMF FM, mężczyzna miał grozić jednemu z pełnomocników Stefana Wilmonta. Dziś sprawca usłyszał zarzuty.
Wczoraj tuż po godz. 17.00 policjanci odebrali zgłoszenie, że nieznany mężczyzna zadzwonił do jednego z uczestników procesu w sprawie zabójstwa prezydenta Pawła Adamowicza i podczas rozmowy groził pokrzywdzonemu oraz go znieważył. Według nieoficjalnych informacji dziennikarza RMF FM chodzi o kierowanie gróźb wobec jednego z pełnomocników Stefana Wilmonta.
Kryminalni z gdańskiej komendy miejskiej wspólnie z policjantami z komisariatu we Wrzeszczu i we współpracy z kryminalnymi z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku jeszcze tego samego dnia zatrzymali sprawcę. Podczas pracy nad tą sprawą funkcjonariusze ustalili użytkownika numeru telefonu oraz jego adres - przekazał nam asp. sztab. Mariusz Chrzanowski z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Jak dodał, zatrzymany 37-latek trafił do policyjnego aresztu, dziś usłyszał zarzuty kierowania gróźb oraz znieważenia.
Za kierowanie gróźb grozi kara 2 lat więzienia. Za znieważenie - grzywny albo kara ograniczenia wolności.
Wczoraj Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał Stefana Wilmonta na dożywocie za zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Uznał go także winnym ataku i gróźb wobec konferansjera.
O przedterminowe zwolnienie Wilmont będzie mógł się starać po 40 latach odsiadki. Według sądu, skazany powinien wyrok odbywać w systemie terapeutycznym - podjąć terapię i działania resocjalizacyjne.
Jednocześnie Wilmont został skazany na 10 lat pozbawienia praw publicznych. Wyrok jest nieprawomocny.
Z uwagi na publiczny charakter zbrodni i zainteresowanie sprawą opinii publicznej, sąd zdecydował, że można upublicznić dane i wizerunek Stefana Wilmonta. Sam oskarżony też domagał się ujawnienia swoich danych.
"Stefan Wilmont popełnił zbrodnię bez precedensu w dziejach powojennej Polski" - powiedziała przewodnicząca składu orzekającego Aleksandra Kaczmarek. W uzasadnieniu wskazała też, że "przedmiotowa sprawa nie była sprawą polityczną" i to nie była motywacja zbrodni.