Prokuratura Okręgowa w Gdańsku wszczęła śledztwo w sprawie kradzieży biżuterii wycenionej na milion euro. Do zdarzenia doszło w Sopocie. Potwierdzają się nasze nieoficjalne informacje dotyczące wartości skradzionych wysadzanych drogimi kamieniami m.in. złotych łańcuszków, kolczyków czy pierścionków.
Śledztwo zostało wszczęto w kierunku kradzieży z włamaniem. Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Gdańsku potwierdziła reporterowi RMF FM, że zgłaszający wycenił swoje straty na kwotę miliona euro. Przekazała też, że z relacji pokrzywdzonego wynika, iż do kradzieży czterech toreb z biżuterią doszło, gdy wystawca jadł posiłek w restauracji w Sopocie.
Śledczy potwierdzają, że mają zabezpieczone nagrania z monitoringu w tej sprawie, na razie jednak nie informują o tym, co widać na nagraniach, trwa ich analizowanie.
Straciłem wszystko, co pokazywałem na targach - przyznał w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Kubą Kaługą okradziony wystawca, pan Slobodan.
Wystawca mówi, że w skradzionych torbach były m.in. złote naszyjniki wysadzane diamentami i perłami, kolczyki z topazami, szmaragdami i rubinami, wysadzane szafirami, szmaragdami i diamentami pierścienie czy bransolety z rubinami i diamentami. Obcokrajowiec prezentował tę biżuterię na zakończonych w weekend w Gdańsku Międzynarodowych Targach Bursztynu i Biżuterii Amberif.
Jak relacjonował w rozmowie z nami pan Slobodan, wszystko stało się w sobotę wieczorem. Wystawca opuszczał Trójmiasto po zakończonych, kilkudniowych targach. Wraz ze współpracownikami byli zmęczeni ostatnim dniem wydarzenia i pakowaniem stoiska, a także głodni. Na posiłek wybrali jedną z chińskich restauracji w Sopocie - jak relacjonował pan Slobodan - między innymi dlatego, że miała monitorowany parking.
Zapytałem obsługę restauracji o taki stolik, żebyśmy mieli widok na samochód. Stolik był zajęty. Zaproponowano, że pokażą nam stolik na piętrze, stamtąd jednak nie było widać parkingu. Uznałem, że ok, że zjemy szybko i ruszamy dalej - mówi reporterowi RMF FM pan Slobodan. Jak dodał, zaczynało się już robić ciemno, było około 19:30. W restauracji spędzili - jak mówił mężczyzna - nie więcej niż godzinę.
Gdy wyszliśmy, byliśmy zaskoczeni. Tylne okno w samochodzie było wybite i wszystkie torby - w środku były cztery - zniknęły. Straciłem wszystko, co pokazywałem na targach - przyznał pan Slobodan, który w branży jubilerskiej ma ponad 20-letnie doświadczenie. Jak opisuje, całą noc z soboty na niedzielę spędził w komendzie policji w Sopocie, gdzie spisywane były jego zeznania.
Pan Slobodan pytany o to, czy przed kradzieżą lub w trakcie targów odnotował coś niepokojącego, zaprzecza. Nie zauważyliśmy, by ktokolwiek nas obserwował. Absolutnie nie. Nawet o tym nie rozmyślałem. Byłem bardzo daleko nawet od przypuszczeń, że cokolwiek może się stać, że ktoś może nas okraść. Oczywiście starałem się być tak ostrożny, jak tylko mogłem być. Byliśmy bardzo głodni. Staraliśmy się obserwować samochód z restauracji, ale nie było to możliwe. Nie siedzieliśmy tam jednak godzinami, zjedliśmy i chcieliśmy jechać - opowiada wystawca.
To druga kradzież związana z tegorocznymi targami Amberif. W pierwszym dniu wydarzenia skradziony został tam wyceniany na 65 tysięcy złotych naszyjnik z koralowca.
Z nieoficjalnych informacji reportera RMF FM wynika, że jedna z badanych przez policję wersji wydarzeń wskazuje na to, iż za tą kradzieżą może stać dwóch obcokrajowców. Przestępstwa mieli dokonać już po otwarciu targów, zabierając naszyjnik z jednego ze stoisk. Na teren wydarzenia mieli się dostać, używając podrobionych dokumentów - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM.
Policja bada wszelkie okoliczności związane ze zdarzeniem. Także to, jak zabezpieczone były przez właściciela precjoza pokazywane na stoisku.
O odbywających się w Gdańsku targach Amberif co kilka lat robi się głośno, właśnie ze względu na spektakularne kradzieże, do których dochodzi podczas wydarzenia. Najgłośniejszą z nich była sprawa kradzieży wycenianych na ponad 4,5 miliona złotych diamentów z 2007 roku. Z depozytu znajdującego się wtedy w jednej z hal skradziona została walizka z diamentami. Było w niej 230 sztuk brylantów należących do firmy z Belgii. Niektóre z nich miały nawet centymetr średnicy. Właściciel wycenił straty na 1,5 mln dolarów.
Służbom udało się wtedy odnaleźć jedynie walizkę po diamentach. Po ponad roku śledztwo zostało jednak umorzone, a sprawców kradzieży nigdy nie znaleziono. Sprawa budziła wiele kontrowersji - łącznie z hipotezą, że żadnych diamentów w depozycie nigdy nie było.
Rok po kradzieży walizki z diamentami w Gdańsku policja przyjęła zgłoszenie o kradzieży biżuterii wartej 900 tys. zł. Okradziony zostać miał obywatel Litwy, który już po zakończonych targach zatrzymał się w jednym z hoteli w Gdańsku-Oliwie. Kosztowności miały zostać skradzione z bagażnika jego samochodu we wczesnych godzinach porannych. Tej sprawy również nigdy nie wyjaśniono.
W zeszłym roku targi Amberif odbywały się w hali Ergo Arena - w Centrum AmberExpo działał wtedy jeszcze szpital tymczasowy. Tam również doszło do kradzieży - nie biżuterii a gotówki. Po dokonanej transakcji ze stoiska jednego z wystawców skradziona została torba z pieniędzmi. W środku miało być ponad 200 tysięcy złotych. Sprawcy również nie odnaleziono.