Ogień doszczętnie strawił ponad połowę budynku magazynowego na gdańskiej Wyspie Portowej. Do ogromnego pożaru doszło na początku lutego. Strażakom udało się zatrzymać płomienie mniej więcej na wysokości hali, w której rozgrywki sportowe prowadzi Kamil Zalewski. „Najistotniejsze dla nas jest teraz uświadomienie, że my już działamy. Funkcjonujemy mimo tego, co się wydarzyło” – mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Kamil Zalewski.

Sprzątanie rozpoczęło się od zabezpieczenia tych części hali, które wpływały na możliwość funkcjonowania firmy. Firma Kamila Zalewskiego może użytkować tylko połowę swojego obiektu. Najtrudniejszym elementem była odbudowa konstrukcji pola, która wymagała zaplanowania, żeby gry były na jak najwyższym poziomie. Musieliśmy postawić całą ścianę, wyraźnie oddzielić się od części, która spłonęła. Teraz możemy tu już bezpiecznie przebywać - opowiada RMF FM Kamil Zalewski, prowadzący rozgrywki sportowe w jednej z hal. Jak przyznaje droga do odbudowania biznesu była długa.

Najpierw ogrom pracy, później światełko w tunelu

Dużym problemem był pył, który osiadł na wszystkim. Umycie całego terenu zajęło sporo czasu. Dziś jest już czysto. W środku było również bardzo dużo wody. Strażacy przy pożarze pracowali 30 godzin.

To był ogrom pracy. Codziennie po kilkanaście godzin, bez dnia wolnego. W weekendy też. Właściwie dni zaczęły się już mylić w pewnym momencie. Po prostu wstawało się rano, przyjeżdżało się na miejsce i robiło kolejne zadania - mówi Kamil Zalewski.

Przedsiębiorca nie kryje satysfakcji i ulgi po zakończeniu wyjątkowo trudnego czasu. Jak sam przyznaje, moment, w którym poczuł, że najgorsze już za nim, był przełomowy.

Dziś na pewno czuję dużą satysfakcję i ulgę. Mówiłem sobie na początku, że idziemy przez ten tunel, ale ciągle jest ciemno. W pewnym momencie było widać już to światełko. Ten pierwszy dzień, kiedy wyszliśmy z tego tunelu i faktycznie ta światłość nastała, to był moment przełomowy - mówi Zalewski.

Dalsza część artykułu pod materiałem video:

"Minęło trochę czasu, stanęliśmy na nogi, zapraszamy"

Ponad połowa hali spłonęła doszczętnie. W pozostałej części wciąż działają biznesy, a ich właściciele chcą, by klienci wiedzieli, że są na miejscu i czekają na nich.

Najistotniejsze dla nas jest teraz uświadomienie, że my już działamy. Nie tylko my. Właściwie sąsiedzi również. Wszystkie te firmy, które tutaj do tej pory nie mogły w jakiś sposób z takiej, czy innej przyczyny funkcjonować. My już działamy, już funkcjonujemy mimo tego, co się wydarzyło. Minęło trochę czasu, wróciliśmy, stanęliśmy na nogi, zapraszamy - mówi Kamil Zalewski.

Ogromne zniszczenia po pożarze hali

Służby zakończyły prace na terenie pogorzeliska hali magazynowej na Przeróbce w Gdańsku. Teren 5 marca został przekazany właścicielowi. Został on zobowiązany do zabezpieczenia pogorzeliska i poinformowania o rozpoczęciu prac rozbiórkowych, co może być przydatne przy ewentualnym uzupełnieniu oględzin.

Podstawowym celem przeprowadzonych czynności oględzin pogorzeliska było ustalenie przyczyn i ewentualnych sprawców pożaru. Policjanci i prokuratorzy nadal pracują nad sprawą. W toku prowadzonego postępowania rozważane są różnorodne wersje śledcze, które podlegają bieżącej weryfikacji. Śledztwo pozostaje w toku - mówił na początku marca prok. Mariusz Duszyński, Rzecznik Prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.

W pożarze spłonął sprzęt firmy, która specjalizuje się w transporcie medycznym, zabezpieczeniach medycznych oraz szkoleniach z pierwszej pomocy. Były to m.in. quad z przyczepą ratowniczą, defibrylatory, kardiomonitory, namioty medyczne z wyposażeniem.

Zniszczony został też sprzęt muzyczny organizatora koncertów. W mediach społecznościowych podano, że były to m.in. nowa scena i zadaszenie sceniczne, nagłośnienie, a także mikrofony i mikroporty.

W hali znajdowało się również 1,5 tys. rowerów MEVO, w tym ponad 1,3 tys. jednośladów ze wspomaganiem elektrycznym, 162 rowery standardowe oraz 1000 akumulatorów zasilających rowery elektryczne.

Opracowanie: