Stefan Wilmont został w czwartek skazany na dożywocie za zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. "Mam nadzieję, że ten wyrok nie zostanie podważony" - powiedziała po decyzji sądu Magdalena Adamowicz, żona nieżyjącego polityka.
Ponad cztery lata temu, w styczniu 2019 roku podczas koncertu WOŚP Stefan Wilmont wtargnął na scenę z nożem i śmiertelnie ranił prezydenta Gdańska.
Oskarżony został uznany za winnego zabójstwa Pawła Adamowicza i skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Skazany może się ubiegać o warunkowe zwolnienie po 40 latach więzienia.
Nic nie przywróci życia Pawła. Nic nie przywróci życia ojcu moich córek - skomentowała w sądzie wyrok wdowa po zamordowanym prezydencie Gdańska, Magdalena Adamowicz.
Mam nadzieję, że ten wyrok nie zostanie podważony - podkreśliła.
Adamowicz przypomniała "to, co powiedział kilka dni temu jeden z uczestników postępowania: pamięć o Pawle Adamowiczu pozostanie i mam nadzieję, że pamięć o sprawcy jak najszybciej zaginie".
Zwróciła się także z apelem do dziennikarzy. Też o to wszystko proszę państwa, żeby nie pokazywać takich sensacji, bo tylko na tym, jak dzisiaj powiedział w uzasadnieniu ustnym sąd, zależało temu człowiekowi - zaznaczyła.
Jak relacjonował dziś z sali sądowej reporter RMF FM, zdaniem sądu zbrodnia popełniona na Adamowiczu zasługuje na najwyższą karę nie dlatego, że zabił polityka, samorządowca. Dlatego, że zrobił to w taki sposób i w takich okolicznościach, że brak takiej kary stawiałby pod znakiem zapytania sens wymiaru sprawiedliwości.
Stefan Wilmont popełnił zbrodnię bez precedensu w historii Polski - mówiła przewodnicząca składu orzekającego Aleksandra Kaczmarek i podkreśliła, że zabójstwo prezydenta odbyło się na oczach tysięcy widzów i publiczności podczas imprezy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Według sądu, nie ma okoliczności łagodzących - tylko dożywocie może zabezpieczyć społeczeństwo przed Wilmontem w przyszłości. Zdaniem sądu Stefan Wilmont doskonale wie, co robi i dobrze się przy tym bawi. Wszak nie ma już nic do stracania - mówiła sędzia.
Podkreśliła, że Stefan Wilmont działał całkowicie sam. Nikt mu nie pomagał, nikt nie zlecił zabójstwa. Wszelkie doniesienia medialne na ten temat są nieprawdziwe. Sąd wyjaśnił, że u Stefana Wilmonta nie stwierdzono choroby psychicznej, co oznacza, że może odbywać karę.
W uzasadnieniu stwierdzono, że Wilmont kierował się poczuciem krzywdy za niesprawiedliwy jego zdaniem wyrok, to była główna motywacja sprawcy. Paweł Adamowicz był w jego odczuciu symbolicznie odpowiedzialny za jego krzywdy. Sprawa nie była sprawą polityczną, motywacja nie była polityczna.
13 stycznia 2019 roku wieczorem 27-letni Wilmont podczas gdańskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wtargnął na scenę i zaatakował nożem prezydenta Pawła Adamowicza. Prezydent zmarł następnego dnia.
Na nagraniach pokazujących zdarzenie widać jak napastnik przebiega przez scenę, podbiega do prezydenta Gdańska i uderza go nożem. Później, chodząc po scenie, podnosi w górę ręce w geście zwycięstwa.
Halo, halo. Nazywam się Stefan Wilmont, siedziałem niewinnie w więzieniu, Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz - krzyczał ze sceny, zanim został obezwładniony.
Miesiąc przed atakiem na Adamowicza mężczyzna wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał karę 5,5 roku pozbawienia wolności za rozboje z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Mężczyzna wtargnął do czterech placówek bankowych. Zrabowane przez niego kwoty nie były wysokie: od 2,5 tys. do 6,8 tys. zł. Pieniądze te mężczyzna wydawał - jak sam mówił, "na taksówki, jedzenie i kasyno".
W grudniu 2021 r., po trwającym prawie trzy lata śledztwie, prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Wilmontowi. W toku śledztwa przesłuchano ponad 400 świadków, w tym współosadzonych i personel zakładów karnych, w których oskarżony odbywał karę pozbawienia wolności oraz członków jego rodziny między innymi na okoliczność planowania przez niego popełnienia czynu oraz motywacji.