Amerykański dron MQ9 Reaper, który w poniedziałek wieczorem w okolicach zachodniopomorskiego Mirosławca stracił łączność z bazą, rozbił się podczas awaryjnego lądowania - dowiedział się nieoficjalnie reporter RMF FM. Zgodnie z wcześniejszym oficjalnym komunikatem dowództwa "przyziemienie nastąpiło zgodnie z procedurami w zabezpieczonym terenie niezamieszkanym".
Według ustaleń dziennikarza RMF FM Krzysztofa Zasady, bezzałogowiec spadł na zalesiony teren kilka kilometrów od wojskowej bazy w Mirosławcu.
Ten obszar nie był przypadkowy. Wszystko przebiegało zgodnie z procedurami. Mimo utraty łączności z bazą zadziałały systemy awaryjne.
Najpierw maszyna kołowała nad Mirosławcem zużywając paliwo, następnie stopniowo obniżając pułap przyziemiła w lesie. Nie doszło do eksplozji ani pożaru - Reaper nie był uzbrojony.
Trwa wyjaśnianie okoliczności tego incydentu. Dochodzenie wszczęła Żandarmeria Wojskowa. Postępowanie będzie prowadzone z Amerykanami.
W poniedziałek przed godziną 22:00 dziennikarze RMF FM potwierdzili informację z Gorącej Linii RMF FM, że amerykańscy żołnierze stacjonujący w bazie bezzałogowców w Mirosławcu stracili łączność z dronem.
Maszyna krążyła nad lotniskiem wojskowym i okolicami. W stan gotowości postawiono służby. Zabezpieczono tereny wokół bazy. Zamknięto ruch na kilku sąsiadujących z nią drogach.
Dziennikarz RMF FM usłyszał, że było to dmuchanie na zimne, bo Reaper ma systemy automatycznego lądowania w zaprogramowane wcześniej miejsca.
Po ponad godzinie bezzałogowiec wylądował. Jak podano, "przyziemienie nastąpiło zgodnie z procedurami w zabezpieczonym terenie niezamieszkanym. Miejsce zostało zabezpieczone przez służby".
W Polsce w bazie w Mirosławcu od 4 lat stacjonuje amerykańska jednostka z dwoma Reaperami. Ta maszyna ma 20 metrów rozpiętości skrzydeł. Długość wynosi 11 metrów. Wartość to ponad 15 milionów dolarów.
Wydział wojskowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu sprawdza, czy w związku z incydentem z amerykańskim dronem doszło do przestępstwa.
Śledczy poinformowali, że jeśli będą ku temu podstawy, śledztwo zostanie wszczęte w oparciu o artykuł Kodeksu karnego mówiący o spowodowaniu zagrożenia katastrofą w ruchu powietrznym. Na razie żandarmi wojskowi pracują na miejscu upadku maszyny. To przyziemienie nie spowodowało znacznych szkód w lesie, ani poważnych strat, nie było eksplozji, nikt też nie ucierpiał.
Decyzja o wszczęciu śledztwa należy do polskich organów ścigania. Natomiast w związku z tym, że dron należał do żołnierzy amerykańskich i sterowali nim Amerykanie, najpewniej oni przejmą to śledztwo. Zgodnie z międzynarodowymi umowami, oni mają pierwszeństwo w ściganiu przestępstw popełnianych przez ich wojskowych, którzy stacjonują poza USA.
Zdaniem gen. Waldemara Skrzypczaka, który był gościem Rozmowy o 7:00 w Radiu RMF24, "ucieczka" drona MQ9 Reaper, należącego do Amerykanów stacjonujących w Mirosławcu w woj. zachodniopomorskim, jest wynikiem zakłócenia sygnału.
Wiemy o tym, że w rejonie Pomorza Zachodniego i południowego Bałtyku Rosjanie prowadzą operację zakłócającą wszystkie możliwe sygnały - wyjaśniał gość Radia RMF24.
Ten dron ma alternatywne systemy. Kiedy ma utracony sygnał, może przejść na autonomiczne kierowanie i samodzielnie wylądować we wskazanym wcześniej przez pilotów miejscu - mówił gen. Waldemar Skrzypczak.
Wojskowy podkreślił, że o zakłóceniach sygnału w rejonie Bałtyku mówią również piloci samolotów cywilnych. Trzeba to zidentyfikować i temu przeciwdziałać. To nie dotyczy jednego drona amerykańskiego, ale również komunikacji komercyjnej - ostrzegał.
Gen. Skrzypczak był pytany również o to, co by się stało, gdyby amerykański dron się rozbił.
Nie miał uzbrojenia, więc nie było zagrożenia bezpośredniego wybuchami. Jeżeli upadłby w miejscu, gdzie są ludzie, na pewno poczyniłby szkody. Samą swoją wielkością i paliwem, które przenosił w zbiornikach - mówił.
O dronie MQ9 Reaper gen. Skrzypczak mówił, że jest to myśliwy-zabójca, który może być nosicielem różnego rodzaju uzbrojenia. Ma takie walory jak samolot myśliwski - wyjaśniał.