To historia trochę jak z bożonarodzeniowej bajki. Znani w regionie producenci oryginalnych bombek próbują zrobić wszystko, by uratować zbliżające się święta. Pod koniec sierpnia magazyn z ich produktami, w tym z regionalnym hitem: bombkami w kształcie puszek paprykarzu strawił pożar. Spłonęła niemal całość szykowanych na ten sezon wyrobów.
W Jarszewku, niewielkiej wiosce pomiędzy brzegiem Zalewu Szczecińskiego a prowadzącą nad morze trasą S3 mieści się niezwykły warsztat. To tu powstają najbardziej oryginalne ozdoby choinkowe. Jaki kształt przyjdzie do głowy twórcom, taka bombka wkrótce pojawia się w asortymencie.
Hitem okazały się bombki w kształcie puszki paprykarza szczecińskiego. Każda z nich jest ręcznie malowana i ozdabiana. Od kilku sezonów paprykarze na choinkę można kupić na szczecińskim jarmarku bożonarodzeniowym. Pomysł na tak oryginalną ozdobę chroniony jest już patentem.
To jednak nie wystarczyło, by ustrzec przed najgorszym. Pod koniec sierpnia w Jarszewku wybuchł pożar.
Obudził nas wybuch. W budynku były i lakiery i olejaki, których zimą używaliśmy do ogrzewania. Coś wybuchło tak, że drzwi, które zamykane były do środka wyleciały na zewnątrz. Huk był wielki i wysoki płomień, że strażacy jak przyjechali, to już nie dali rady uratować nic - opowiada Mirosław Wasilewski.
Z ognia udało się wynieść karton zwęglonych bombek. Resztę strawił pożar. Zniszczone zostało 80% tegorocznej produkcji.
U nas święta trwają cały rok. Kończymy sezon pod koniec grudnia, a już od styczna zaczynamy przygotowania do kolejnego. Niektóre wzory były więc już gotowe i czekały tylko na swój jarmark. Część była do zrobienia. To znaczy czekały na dekorację, dodanie brokatu czy lakieru - mówi Mirosław Wasilewski.
Poza bombkami w spalonym magazynie znajdowały się elementy do produkcji, składowane były farby, pędzle, specjalnie suszone drewno do produkcji stroików. Zapasy, bez których nie da się wznowić produkcji.
Wasilewscy się nie poddają. Zapowiadają walkę o uratowanie świąt. Choć niektórych wzorów bombek nie da się już odzyskać, to zapewniają, że zrobią wszystko, aby nie zabrakło tych w kształcie paprykarza. Założyli zrzutkę na odbudowanie swojego warsztatu. Jak tłumaczą, nie chcą rybki, ale wędkę, by rybkę samodzielnie złapać.
Mogą liczyć na pomoc przyjaciół, rodziny, ale też ludzi poznanych w biedzie. Rodzina Ireneusza Molińskiego z Kamienia Pomorskiego kilka miesięcy temu straciła dach nad głową. W mieszkaniu nad nimi wybuchł pożar, z domu uciekli całą rodziną przez okno, wynosząc ze sobą klatkę z chomikiem. Ich mieszkanie zostało zalane w trakcie gaszenia lokalu powyżej. Do tej pory go nie odzyskali. Wasilewscy na aukcję charytatywną przeznaczyli bombkę-paprykarz. Teraz to Molińscy próbują się odwdzięczyć. - Ten paprykarz bardzo nam pomógł. Z resztą wielu ludzi wspomogło nas wtedy i teraz my chcemy pomóc naszym znajomym. Do tego wystarczy mieć dobre serce - przekonuje Ireneusz Moliński.