Bartek Kubkowski po raz trzeci mierzy się z Bałtykiem. Chce morze przepłynąć wpław - z Polski do Szwecji. To 170 kilometrów w linii prostej, 60 godzin niesamowitego wysiłku, ale Bartek nie płynie tylko dla samego wyczynu. Zbiera pieniądze na leczenie maluchów chorych na nowotwór.
Bartek Kubkowski wyruszył przed 6 rano z Mrzeżyna w woj. zachodnio-pomorskim. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, do Szwecji dotrze w środę. Przed nim 60 godzin w morzu, zmagania ze zmęczeniem i lubiącą zaskakiwać pogodą.
Ekipa w tym roku wyjątkowo długo czekała na okno pogodowe. By wyczyn się udał, potrzeba 3 dni spokojnego morza i wiatru w plecy.
Prognozy na dziś są cięższe niż zapowiadaliśmy, bo trochę wiatru jest więcej niż miało być. Jeżeli dzisiejszy dzień przetrwamy, jutro będzie już fajnie, będzie spokojna i cicha woda. W środę koło południa powinniśmy dopłynąć do Szwecji - mówi Wojciech Rząsa z ekipy towarzyszącej Bartkowi.
Wyczynowiec nie płynie bowiem sam. Towarzysza mu dwie łodzie, których załogi czuwają nad stanem pływaka. Są też odpowiedzialne za żywienie Bartka, a to też nie lada zadanie. Zasady bicia tego rekordu zabraniają Bartkowi Kubkowskiemu dotykania łodzi. Jedzenie dostaje więc w podajniku na kiju.
Karmienie odbywa się co godzinę albo częściej, zależy, jak Bartek się czuje. Im będzie zimniej, tym częściej będziemy go zatrzymywać. Podajemy mu to w koszu na kiju. On sobie pobiera na przykład bidon z rosołem, napój, zjada żel energetyczny, batonika lub przekąskę. Nie dotyka łodzi, zjada tylko i płynie sam ze sobą - mówi Wojciech Rząsa.
Bartek Kubkowski nie płynie tylko dla samego wyczynu. Zbiera pieniądze dla Fundacji Cancer Fighters, pomagającej dzieciom walczącym z nowotworem. Rok temu udało się zebrać ponad 300 tysięcy złotych. W tym roku cel jest bardziej ambitny. Sportowiec chce zebrać milion na leczenie i rehabilitację małych pacjentów. Akcję wesprzeć można <<< TUTAJ >>>
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio