Czy powodem piątkowej eksplozji gazu w Katowicach był konflikt lokatorów z parafią? O tym możliwym scenariuszu pisze dziś dziennik „Fakt”. W wyniku wybuchu zginęły dwie mieszkające w budynku kobiety.
Do wybuchu w probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach doszło w piątek ok. 8:30 rano. Ceglany budynek zbudowano na przełomie XIX i XX wieku. Był ogrzewany gazem z miejskiej sieci. Gazu używano też do gotowania.
Najprawdopodobniej to wybuch gazu był przyczyną katastrofy. Frontowa część trzypiętrowego domu została całkowicie zniszczona. Cały budynek trzeba będzie rozebrać.
W wybuchu zginęły dwie osoby: matka i córka, które rocznikowo miały 69 i 41 lat. Ich ciała odnaleziono w gruzowisku.
Czy doszło do rozszczelnienia instalacji, czy też do celowego wysadzenia kamienicy? Śledztwo w sprawie wybuchu wszczęła jeszcze w piątek Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Przesłuchani zostali pierwsi świadkowie, zabezpieczono monitoring.
Jak przekazała rzeczniczka prokuratury Marta Zawada-Dybek, inspektorzy nadzoru zgodzili się na ograniczony zakres czynności śledczych - ze względu na kwestie bezpieczeństwa.
Z relacji wikarego i proboszcza parafii wynika, że przed katastrofą czuć było ulatniający się gaz. Jak pisze "Fakt", najsilniej czuć było gaz z mieszkania pod "trójką", gdzie mieszkała była kościelna. To ona i jej córka są śmiertelnymi ofiarami wybuchu.
Kobieta - jak czytamy w dzienniku - od kilkunastu lat była skonfliktowana z parafią, rodzina miała kłopoty finansowe, nie płaciła czynszu. Parafia domagała się, by opuściła lokal. Z kolei kobieta zaskarżyła parafię za niepłacenie składek emerytalnych.
Czy konflikt był źródłem tragedii? Kluczowym świadkiem będzie mąż byłej kościelnej, który przebywa w siemianowickiej oparzeniówce.
W szpitalu przebywają jeszcze trzy osoby: siostry w wieku 3 i 5 lat oraz ich mama. Dziewczynki są w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka, wracają do zdrowia. Towarzysząca im mama nie wymaga leczenia.