Bielski sąd okręgowy wymierzył w piątek karę od 3 do 6 lat więzienia wszystkim 6 oskarżonym w procesie ws. wybuchu gazu w Szczyrku w grudniu 2019 roku. Zginęło wtedy 8 osób. Przyczyną tragedii było przewiercenie gazociągu przebiegającego pod drogą.

REKLAMA

Przewodniczący składu sędziowskiego Paweł Kudelski, odczytując wyrok wskazał, że zmienił kwalifikację czynów. Uznał, że oskarżeni nie działali umyślnie, co zarzucali im śledczy.

Do wybuchu gazu doszło 4 grudnia 2019 roku. Zniszczony został zupełnie trzykondygnacyjny dom. Ratownicy spod ruin wyjęli ciała ośmiu ofiar, w tym czworga dzieci. Według bielskiej prokuratury okręgowej, do eksplozji doprowadziło przewiercenie gazociągu, który znajdował się pod ulicą.

Wyroki dla sześciu oskarżonych

Sąd skazał Romana D., szefa firmy zlecającej przewiert, na 6 lat więzienia. Marcin S., który wykonywał pracę, usłyszał wyrok 4 lat, a jego pomocnik Józef D. - 3 lat więzienia. Nie mogą oni wykonywać zawodu przez 10 lat.

Pozostałej trójce oskarżonych: Marcinowi K., Jakubowi K. i Ewie K., na których ciążyły zarzuty nieprawidłowości przy rozbudowie sieci gazowej, nieumyślnego doprowadzenia do katastrofy, fałszowania dokumentacji i podżegania do składania fałszywych zeznań, sąd wymierzył karę 4 lat i dwóch miesięcy więzienia. Oni również otrzymali zakaz wykonywania zawodu przez 10 lat.

Cała szóstka musi wypłacić poszkodowanym wielusettysięczne zadośćuczynienia i odszkodowania. Wyrok jest nieprawomocny.

Proces w tej sprawie rozpoczął się 31 sierpnia 2021 roku. W sumie odbyło się 56 rozpraw.

Prokurator: zawinił pośpiech i niedbalstwo

Prokurator Lucyna Stebelska w mowie końcowej zażądała: 10 lat więzienia dla szefa firmy oraz 8 i 6 dla pracowników, a także od 5,5 roku do 5 lat i 2 miesięcy dla pozostałych. Wszyscy powinni zapłacić solidarnie wielusettysięczne kwoty za zniszczenia wyrządzone przez wybuch.

Jak mówiła, w przypadku trzech mężczyzn - szefa firmy i dwóch pracowników, ich działanie charakteryzowało się niedbalstwem i pośpiechem. Zdecydowano się m.in. na przewiert zamiast nakazanego wykonania wykopu.

W przypadku trojga pozostałych mówiła o znacznej liczbie nieprawidłowości, nie tylko przy ułożeniu gazociągu w sposób sprzeczny z projektem i pozwoleniem na budowę, ale także fałszowaniu dokumentów po wybuchu.

Obrona: na mapach nie było gazociągu

Obrona domagała się uniewinnienia swoich klientów.

Mecenas Andrzej Herman, który bronił szefa firmy zlecającej przewiert, podkreślił w mowie końcowej, iż bezpodstawnie została przyjęta umyślność jego działania. Wskazywał, że na mapach, którymi się posługiwano, gazociąg był zaznaczony jako planowany, a nie jako istniejący. Oskarżony nie miał tym bardziej pojęcia, że mógłby on być wypełniony gazem. Wokół miejsca nie było tabliczek informujących o gazociągu.

Mecenas Marek Krupski, obrońca Marcina S., twierdził między innymi, że jego klient nie mógł umyślnie doprowadzić do katastrofy, gdyż nie wiedział o wielu okolicznościach, które wiązały się z wykonaniem pracy. To kierownik budowy wskazał miejsce przebiegu poszczególnych uzbrojeń.

Mecenas Stanisław Perucki, adwokat Józefa D., argumentował, że jego klient był jedynie pomocnikiem przy odwiercie i nie decydował o sposobie wykonania prac. Podkreślał, że nie miał on podstaw, żeby przykładowo wstrzymać prace przy przewiercie. Pełnił rolę kierowcy i wykonującego czynności zlecone przez operatora oraz spółkę.

Adwokat Marcin Janik, obrońca pozostałych oskarżonych, występując o ich uniewinnienie, wskazywał, że odpowiedzialność ciąży na wykonawcach przewiertu, a nie tych, którzy wykonywali przyłącze gazowe. Podkreślał, że wystarczyłoby wykonać telefon do spółki gazowniczej, by dowiedzieć się, że gazociąg istnieje i jest napełniony.

Mówił też, że gdyby - tak jak mieli to uczynić - wykonaliby wykop, a nie przewiert, to trafiliby na wkopana tam taśmę ostrzegawczą. Ona informuje o tym, że poniżej jest gazociąg. Nie doszłoby do tragedii.