Karę 2,5 roku więzienia wymierzył w poniedziałek żywiecki sąd rejonowy 69-letniemu Krzysztofowi S., który doprowadził jesienią 2020 r. do wypadku w Gilowicach na Żywiecczyźnie. Zginęły wówczas 36-letnia kobieta w widocznej ciąży oraz jej trzyletnia córka.
Po ogłoszeniu wyroku Andrzej Rodak, mąż i ojciec ofiar, zapowiedział złożenie apelacji. Uważa, że wysokość kary więzienia jest rażąco niska. Domagał się najwyższej możliwej, czyli 8 lat.
Sąd ukarał oskarżonego sześcioletnim zakazem prowadzenia pojazdów mechanicznych. Musi też zapłacić m.in. po 30 tys. zł nawiązki dwojgu bliskich ofiar.
Sędzia Ewa Oleszek w uzasadnieniu powiedziała, że sąd nie miał wątpliwości, iż oskarżony jest winny.
Sąd doszedł do przekonania, że jedynie kara dwóch lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności jest adekwatna do okoliczności, które zostały ujawnione w toku postępowania dowodowego- wskazała zaznaczając, że czyn zarzucany Krzysztofowi S. zagrożony jest karą 8 lat więzienia.
Sędzia powiedziała, że wysokość kary jest adekwatna do stopnia społecznej szkodliwości czynu oraz stopnia zawinienia oskarżonego. Spełnia również względy prewencji indywidualnej i generalnej - mówiła.
W mojej opinii wyrok nie jest adekwatny do tego, co ten człowiek zrobił mojej rodzinie. Dwa i pół roku więzienia to nie jest żadna kara. Moja córka miała 3 lata i 4 miesiące, a ten człowiek będzie siedział dwa i pół roku. Będzie odwołanie. Z moim pełnomocnikiem domagamy się 8 lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Nie ma innej możliwości - powiedział łamiącym się głosem Andrzej Rodak.
Wyrok jest nieprawomocny. Strony mogą się odwołać do Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej.
Do tragicznego wypadku doszło 22 października 2020 r. Oskarżony - kierując hyundaiem - jechał drogą wojewódzką 946.
Nagle stracił panowanie nad autem, zjechał do przydrożnego rowu, następnie otarł się o drzewo, po czym potrącił stojące przy drodze kobietę w widocznej ciąży oraz jej trzyletnią córkę. 36-latka zginęła na miejscu. Trzylatka zmarła w szpitalu.
Kierowca powiedział, że główną przyczyną wypadku było wtargnięcie na drogę psa. Twierdzi, że chcąc uniknąć potrącenia gwałtownie skręcił kierownicą. Auto zjechało na pobocze, a on stracił nad nim panowanie - wskazała rzecznik.
Jak dodała, na drodze nie było śladów hamowania. Samochód zjechał do rowu, przejechał nim ok. 25 m, uderzył w mostek. Siła była na tyle duża, że auto wyrzuciło i przejechało ono po mostku, na którym znajdowały się ofiary. Zatrzymało się dopiero kawałek dalej - zrelacjonowała prokurator Agnieszka Michulec.