O godzinie 6:30 w kopalni Pniówek w Pawłowicach zebrał się sztab, który decyduje, jak dalej będzie przebiegać akcja ratownicza w tym zakładzie. Wczoraj wieczorem pod ziemią doszło do kolejnych wybuchów. 10 ratowników zostało poszkodowanych.
Kiedy ratownicy rozpoczęli pracę przy wydłużaniu lutniociągu w rejonie ściany N-6 było bezpiecznie, potem parametry atmosfery zaczęły się tam drastycznie zmieniać - poinformował w nocy szef akcji ratowniczej w kopalni Pniówek w Pawłowicach Arkadiusz Frymarkiewicz.
Wieczorem w kopalni, gdzie trwa akcja ratownicza po środowych wybuchach metanu, doszło do kolejnych czterech eksplozji. Pierwsza nastąpiła podczas wycofywania z tego miejsca dwóch pięcioosobowych zastępów ratowników górniczych. Poszkodowanych zostało 10 górników, 8 z nich trafiło do szpitali.
Jeden z nich został przetransportowany śmigłowcem do Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach-Ochojcu i informacje na jego temat są dobre - donosi reporterka RMF FM Anna Kropaczek. Mężczyzna jest mocno potłuczony, ma obrażenia głowy i klatki piersiowej, ale jeszcze dziś zostać wypisany do domu. Wiadomo, że nikt w nocy nie trafił do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Tam w dalszym ciągu przebywa 10 górników poparzonych po środowych wybuchach metanu. 5 z nich nadal leży w oddziale intensywnej terapii
Do zdarzenia doszło podczas pracy ratowników górniczych przy wydłużaniu lutniociągu - czyli przewodu doprowadzającego powietrze - w chodniku N-12 w rejonie ściany N-6. Przewietrzenie tego miejsca miało umożliwić dotarcie do 7 wciąż poszukiwanych po środowych wybuchach osób.
Mieliśmy zastęp, który wydłużył lutnię do długości 100 m, zbadał parametry atmosfery, jaka tam jest, widoczność - była dobra - i później, po wydłużeniu lutniociągu o 10 m parametry zaczęły się drastycznie zmieniać, więc ratownicy dostali rozkaz, żeby wycofać się do bazy. W trakcie wycofywania się do bazy nastąpił wybuch. Później te 2 zastępy przybyły na bazę ratowniczą, tam zbadał ich lekarz i wysłał na powierzchnię - relacjonował po północy kierownik akcji ratowniczej Arkadiusz Frymarkiewicz.
Jak poinformował, wieczorem 1000 m pod ziemią doszło w sumie do czterech wybuchów, przy czym o pierwszym meldowali wycofujący się ratownicy, natomiast trzy kolejne potwierdziły wskazania urządzeń. Już nikt nie mógł tego potwierdzić, bo nikogo tam nie było - dodał kierownik akcji.
Jego zdaniem warunki panujące w rejonie ściany N-6 wczoraj wieczorem pozwalały na posłanie tam ludzi.
Jak by było tam niebezpiecznie, to byśmy tam w ogóle ratowników nie wysłali i by tam nie wchodzili. W chwili, kiedy tam ratownicy byli - oni meldują, my mamy wskazania naszych urządzeń i ratownicy też mają urządzenia na sobie - po prostu było bezpiecznie. Kiedy jednak dokłada się lutnię i następuje mieszanie tej mieszaniny, to sytuacja może być z chwili na chwilę różna - powiedział Frymarkiewicz.
Wicedyrektor ds. pracy kopalni Pniówek Aleksander Szymura przekazał, że rodziny wszystkich poszkodowanych pracowników biorących udział w akcji zostały natychmiast poinformowane o zdarzeniu. Stan niektórych poszkodowanych był na tyle dobry, że sami informowali podczas przejazdu do szpitali swoje osoby najbliższe - żony, rodziny - o swoim stanie. Urazy nie są na tyle poważne, żeby zagrażały życiu tych ratowników - powiedział dyrektor Szymura.
Dodał, że prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej Tomasz Cudny jest w stałym kontakcie z rodzinami 7 poszukiwanych osób, które są co kilka godzin informowane o sytuacji.
Od godziny 6:30 w kopalni Pniówek trwa posiedzenie poszerzonego o specjalistów zespołu w sztabie akcji, podczas którego zostanie podjęta decyzja o dalszych krokach akcji ratowniczej. Nie wiadomo, czy podczas wczorajszych wybuchów budowany lutniociąg nie został uszkodzony.
W środę kwadrans po północy w kopalni Pniówek w Pawłowicach doszło do pierwszego wybuchu i zapalenia metanu. Zgodnie z informacjami Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należy zakład, w rejonie prowadzącej wydobycie ściany N-6 na poziomie 1000 metrów było 42 pracowników. W czasie, gdy akcję prowadziły dwa zastępy ratowników, poszukujące trzech pracowników, doszło do wtórnego wybuchu. Według JSW obie eksplozje dzieliły niespełna trzy godziny.
Dotąd potwierdzona śmierć pięciu osób. Zaginionych jest 7 górników. W wyniku środowego wybuchu sześć osób było w ciężkim stanie. Kilkunastu pracowników było lżej rannych.