Dokładnie 811 żubrów doliczyli się leśnicy w Bieszczadach podczas tegorocznego "remanentu". Ten wynik nieco ich martwi, bo w ciągu siedmiu lat populacja żubrów zdążyła się podwoić. Dlaczego to takie niepokojące?
W 2017 roku doliczono się w Bieszczadach 402 żubrów, w zeszłym roku było ich 750, w tym już 811. Leśnicy tłumaczą, że zagęszczenie zwierząt staje się problemem. W większych stadach łatwiej jest o rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych, głównie groźnej dla żubrów gruźlicy.
Mieliśmy już przypadki, że zostało zarażone całe stado i całe stado musiało być wyeliminowane, ponieważ w stanie dzikim nie ma możliwości leczenia poszczególnych osobników - mówi radiu RMF FM Edward Marszałek z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Problemem dla żubrów jest też inna choroba: telazjoza. Wzrost liczebności jest tak niepokojący, bo może spowodować zagrożenie chorobą, która uśmierci dużą liczbę żubrów.
Naukowcy proponują w tej sytuacji przesiedlanie zwierząt w inne miejsca, w których żubrów jeszcze nie było, a są dla nich odpowiednie warunki. Tych miejsc w Polsce jest coraz mniej - przyznaje Marszałek.
Z tego powodu zwierzęta wywozi się nawet za granicę. W ostatnich latach 13 bieszczadzkich żubrów wywieziono do Rumunii i Bułgarii.