Jest już bilans strat przyrodniczych po wieczornym pożarze na Połoninie Caryńskiej. Straty są mniejsze niż się obawiano, bo też pożar okazał się mniej rozległy, niż wynikało z pierwotnych szacunków.
Bieszczadzki Park Narodowy poinformował, że w wyniku wczorajszego pożaru Połoniny Caryńskiej wypaleniu uległy dwa miejsca o łącznej powierzchni 1,46 ha.
Park przyznał, że wczorajsze szacunki, jakoby strawiony został obszar o powierzchni 8 ha, były zawyżone. Sugerowano się mocno rozproszonymi przez wiatr zarzewiami ognia.
Co ważne, na miejscu nie stwierdzono strat wśród zwierząt kręgowych. Trudno za to oszacować straty wśród bezkręgowców.
Bieszczadzki Park Narodowy przypomniał, że do podobnego pożaru, praktycznie w tym samym miejscu, doszło 30 lat temu.
Po tamtym zdarzeniu roślinność dość szybko się zregenerowała, bo nie było poważnych uszkodzeń podziemnych części roślin.
Dyrekcja parku oceniła, że wczorajszy pożar - podobnie do tego sprzed 30 lat - miał charakter powierzchniowy. Spaliły się suche kępy traw i nadziemne części skupisk krzewinek borówek.
Pożar zgłosił po godzinie 18:00 jeden z turystów. Z ogniem walczyło niemal 40 strażaków, w akcję zaangażowani byli też leśnicy, straż graniczna oraz GOPR. Łącznie ponad 90 osób - usłyszeliśmy w podkarpackim stanowisku kierowania straży pożarnej.
Akcja nie była łatwa, bowiem ratowników trzeba było transportować quadami. Dojazd samochodami pożarniczymi, użycie środków gaśniczych, np. wody, jest niemożliwy w tym miejscu - powiedział w rozmowie z reporterem RMF FM bryg. mgr inż. Dariusz Dacko, oficer prasowy Komendanta Powiatowego PSP w Ustrzykach Dolnych.
Dotarcie na górę pieszo zajęłoby pewnie z dwie godziny. Quady były bardzo pomocne, bo dowoziły ratowników do miejsca dokąd mogły dojechać, a następnie pieszo ratownicy udawali się do tych zarzewi ognia i gasili to ręcznie - relacjonował strażak.
Dariusz Dacko mówił, że akcję gaśniczą utrudniało nie tylko ukształtowanie terenu, ale też pogoda. Tam był stok nachylony, co też ułatwiało rozprzestrzenianie się tego pożaru. Wiatr też nie pomagał. Pogoda była ładna, nie było deszczu, nie było dużej wilgotności. Akcja była trudna - zaznaczył.
Strażacy zakończyli pracę po godz. 23:00, ale na miejscu zostali jeszcze leśnicy i pracownicy parku narodowego, żeby pilnować pogorzeliska.
Na Połoninie Caryńskiej można spotkać cenną roślinność, w tym gatunki uznane za zagrożone.