Czy z centrum Rzeszowa zniknie słynny Pomnik Czynu Rewolucyjnego? Obiekt ma nowego właściciela. To stowarzyszenie, którego prezes wielokrotnie podkreślał, że pomnik należy usunąć.

REKLAMA

Od kilku dni właścicielem pomnika jest Stowarzyszenie Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia. Jego prezes w mediach społecznościowych wielokrotnie udostępniał wpisy mówiące o tym, że pomnik hańbi miasto i powinien zniknąć jako komunistyczny relikt.

Pomnik Czynu Rewolucyjnego odsłonięto w 1974 r. Zbudowano go na terenie, który niegdyś należał do bernardynów. W zamian za odebrane tereny zakonnicy dostali po latach nieruchomości pod Łańcutem, ale w 2006 r. Rada Miejska Rzeszowa zdecydowała, że za 1 proc. wartości sprzeda bernardynom tereny w centrum miasta, właśnie te z pomnikiem.

Obiekt ma już 50 lat, jest w tak złym stanie, że trzeba go było ogrodzić. Nadzór budowlany nakazał jego zabezpieczenie, co byłoby kosztowne. Zakon postanowił nieodpłatnie przekazać działkę stowarzyszeniu. Dlaczego właśnie jemu?

Zakon wyjaśnia, że pomnik postawiono na terenie dawnego ogrodu klasztornego przejętego przez władze PRL. Stowarzyszenie, jak tłumaczy rzecznik bernardynów, "reprezentuje mieszkańców miasta i środowiska, które wówczas stawały w obronie klasztoru". O. Alojzy Garbarz dodaje, że decyzja "wynika ze sprawiedliwości oraz szacunku dla osób zaangażowanych w pomoc".

"To decyzja niezrozumiała i sprzeciwiająca się woli mieszkańców" - tak komentują to władze Rzeszowa, które chciały przejąć pomnik, aby ochronić go przed zburzeniem. Jak tłumaczy biuro prasowe rzeszowskiego ratusza, władze miasta nie mogły wkroczyć w tę transakcję, bo nie miały prawa pierwokupu nieruchomości. Mimo to miasto zapowiada, że "podejmie wszystkie możliwe działania prawne", aby ocalić pomnik.

Co w tej sprawie może zrobić miasto? Na razie niewiele.

Obiekt nie jest zabytkiem, chociaż na biurku wojewódzkiego konserwatora leżą prośby o wpisanie go do rejestru zabytków, co uniemożliwiałoby jego rozbiórkę. Konserwator może podjąć taką decyzję na wniosek właściciela obiektu, albo z urzędu. Już samo wszczęcie takiego postępowania skutkowałoby tym, że pomnika nie można byłoby usunąć.

Obecnie, jeśli miasto dostanie wniosek o pozwolenie na rozbiórkę, trudno będzie mu wydać decyzję odmowną. Na razie nie ma takiego wniosku, nie ma też prośby o wydanie tzw. wuzetki, czyli decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu.

Taką decyzją określa się możliwy sposób wykorzystania nieruchomości, której przeznaczenie nie zostało jeszcze ustalone przez samorząd planem zagospodarowania terenu, a tak jest w tym przypadku.

Na razie jest tylko uchwała o przystąpieniu do tworzenia planu. Ta uchwała też ma pewną moc, bo jeżeli miasto dostanie wniosek o wuzetkę, będzie mogło zamrozić jego rozpatrywanie na dziewięć miesięcy, powołując się na to, że właśnie pracuje nad określeniem przeznaczenia terenu.

Miasto przekonuje, że bryła pomnika wysokiego na 38 m, powinna pozostać, powołuje się przy tym na badania mówiące, że chce tego 80 proc. mieszkańców.