M.in na rok więzienia w zawieszeniu został skazany przez Sąd Rejonowy w Olsztynie Ryszard R. za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad kotem. Zwierzę zostało porzucone w lesie z wenflonem w łapie i cewnikiem w pęcherzu. Na szczęście przeżyło.

REKLAMA

Wyrok olsztyńskiego sądu dotyczy zdarzenia z czerwca ubiegłego roku.

Wyrok sądu

Są Rejonowy w Olsztynie ogłosił dziś wyrok dla Ryszarda R., który porzucił na obrzeżach Olsztyna poważnie chorego kota, będącego w trakcie leczenia.

Mężczyzna został skazany na rok więzienia w zawieszeniu, a także na 3 tys. zł nawiązki, otrzymał on również dwuletni zakaz posiadania kota.

Ryszard R. nie przyszedł do sądu, sprawa toczyła się bez jego obecności.

Sędzia Anna Pałasz przyznała, że czyn Ryszarda R. jest "wyjątkowo obrzydliwy" i zasługuje na dużo surowszą karę. Chodziło sądowi jednak o to, by nie karać całej rodziny. Rodzina R. ma psa, gdyby Ryszard R. otrzymał zakaz posiadania wszelkich zwierząt zapewne nie wychodziłby z psem na spacer, obowiązkiem tym byłaby obarczona wyłącznie jego żona. Żona i dzieci są związane ze zwierzętami, potrzebują ich więc całkowity zakaz posiadania zwierząt godziłby w rodzinę oskarżonego - mówiła sędzia Pałasz.

Szczegóły bulwersującej historii

Ryszard R. został oskarżony o to, że w czerwcu ubiegłego roku porzucił w lesie kota rasy ragdoll. Zwierzę było w trakcie kosztownego leczenia - cierpiało na przewlekłe, krwotoczne zapalenie pęcherza. Z tego powodu miał kotu założono cewnik i wenflon w łapie.

Prawdopodobnie, ze względu na wysokie koszty leczenia weterynaryjnego, właściciel kota, Ryszard R. porzucił kota w lesie na obrzeżach Olsztyna.

Porzucone w lesie zwierzę znalazła żona leśniczego, która zabrała kota do domu, a następnie przekazała go kobiecie zajmującej się pomocą bezdomnym kotom.

Ryszard R. swojej żonie powiedział, że ich kot zdechł. Gdy do kobiety zadzwoniła lekarka weterynarii i powiedziała, co spotkało ich pupila, kobieta bardzo to przeżyła. Lekarka powiedziała w sądzie, że "nigdy nie widziała tak spłakanej osoby". Kobieta przyznała, że nie może dalej opiekować się chorym kotem.

Jaki był dalszy los kota?

Kot był w lecznicy wiele dni, potem wolontariusze znaleźli mu dom. Z powodu traumatycznych przeżyć dostał nowe imię - Dżizas. Wcześniej nosił imię Czaki.

"Dziś jest cudownym kotem, ale z powodu stresu, jaki przeżył, choruje na serce i musi cały czas przyjmować leki" - powiedziała w sądzie obecna właścicielka Dżizasa. W rozmowie z PAP powiedziała, że "takie imię już z nim zostanie".

Koszt leczenia kota, po odnalezieniu go w lesie, wyniósł 7 tys. złotych. Zostało to pokryte dzięki internetowym zbiórkom. Weterynarz, która leczyła kota, zanim ten został porzucony, powiedziała, że cewnikowanie zwierzęcia kosztowało 800 złotych. Podkreślała, że kolejne wizyty byłyby już tańsze, jednak właściciele kota nie zgłosili się już z nim ponownie.