Wyciąganie jachtów i hauseboatów z mielizn i trzcinowisk oraz podjęcie z wody dryfujących po zatonięciu motorówki osób - to akcje ratowników Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego podczas kilkudniowej majówki na mazurskich jeziorach.
Dyspozytor Centrum Koordynacji Ratownictwa Wodnego w Giżycku, ratownik MOPR Karol Dylewski podsumowując majówkę na Wielkich Jeziorach Mazurskich powiedział, że "nie było najgorzej".
Większość zdarzeń, do których wypływały nasze jednostki, to były akcje techniczne. Wodniacy i żeglarze nie byli w pełni przygotowani do sezonu. Sprzęt też zawodził. Mieliśmy tego przykład 30 kwietnia w niedzielę, gdy w godzinach popołudniowych wzmógł się wiatr, wiejąc z siłą 5-6 st. w skali Beauforta. Sternicy popełniali proste błędy w rezultacie czego wydobywaliśmy jachty i hauseboaty z mielizn i trzcinowisk - ocenił Karol Dylewski.
Od piątku, 28 kwietnia do środy, 3 maja do godz. 16 ratownicy MOPR brali udział w 17 interwencjach, w tym w 12 akcjach technicznych. W ich efekcie z pomocy ratowników skorzystało 46 osób.
Najbardziej niebezpieczną sytuacją było zatonięcie na jeziorze Mamry motorówki z pięcioma osobami na pokładzie. Według relacji sternika, łódka nagle zaczęła nabierać wody i szybko tonąć. Nad powierzchnię wystawał tylko dziób jednostki. Pięcioro osób płynących motorówką dryfowało wokół niej. Mieli na sobie kamizelki. Nasza łódź podpłynęła i podjęła ich z wody. We wtorek motorówka została wydobyta - podał Karol Dylewski.
Jak wskazują ratownicy, pocieszające w tym przypadku było to, że wszyscy uczestnicy feralnego rejsu mieli na sobie kamizelki i sytuacja skończyła się pomyślnie.
O współpracy i czujności żeglarzy może świadczyć też inna sytuacja, do jakiej doszło na Kanale Grunwaldzkim między Giżyckiem a Mikołajkami. Podczas remontu kanału zlikwidowano nad nim linie napowietrzne, które stanowią zagrożenie dla żeglarzy. Likwidując linie, nie usunięto jednak tak zwanych łapaczy, czyli linii, które są ustawione wcześniej, po to by ostrzec żeglarzy, którzy nie złożyli masztów. Zerwany łapacz pozostawał w wodzie. Żeglarze myśląc jednak, że to linia pod napięciem dzwonili po ratowników MOPR wzywając pomocy. Sternicy ostrzegali się też wzajemnie. Większość żaglówek ustawiła się w kolejce w kanale, czekając na interwencję - opowiedział Karol Dylewski.
Na Jeziorze Niegocin wciąż straszy żeglarzy zatopiony przed kilkoma tygodniami hauseboat. Właściciel do tej pory nie usunął dryfującej do góry dnem jednostki. Żeglarze także w tej sprawie dzwonili do MOPR.
Jak podsumował Karol Dylewski, porównując do ub. roku podczas tegorocznej majówki było mniej żeglarzy na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich.