W czasie uderzenia o ziemię w samolocie nie działał silnik. To dotychczasowe ustalenia śledczych w sprawie wypadku awionetki, do którego doszło w środę w pobliżu miejscowości Kaplityny koło Olsztyna. Samolotem leciało dwóch 59-latków. Jeden z nich zginął.
Po oględzinach samolotu i przewiezieniu wraku na policyjny parking Prokuratura Okręgowa w Olsztynie wszczęła oficjalnie śledztwo w sprawie wypadku maszyny. Dzisiaj ma też odbyć się sekcja zwłok 59-latka.
Wiadomo, że samolot z dwiema osobami na pokładzie runął na pole w pobliżu miejscowości Kaplityny w środę po południu. Było to zaledwie kilkadziesiąt metrów od budynków gospodarczych. Eksperci od lotnictwa oceniają, że pilot szukał miejsca, gdzie mógłby bezpiecznie wylądować.
Prokuratura informuje na razie, że samolot wystartował z lotniska na Dajtkach i był to lot prywatny. Była to nowa maszyna. Z naszych informacji wynika, że był to niewielki, dwumiejscowy, jednosilnikowy samolot, który został wyprodukowany w 2023 roku na Łotwie. Został on już zabezpieczony na policyjnym parkingu, powołaliśmy biegłych, którzy sprawdzą jego stan techniczny oraz wszelką wymaganą dokumentację. Lot ten był zgłoszony - mówi prokurator Daniel Brodowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
Z nieoficjalnych informacji naszego reportera wynika, że 59-latek, który przeżył wypadek i przebywa obecnie w szpitalu, mógł sterować maszyną. Na razie jego stan zdrowia nie pozwala na przesłuchanie przez śledczych.
Za wcześnie jest, aby mówić o przyczynach wypadku, ale wiadomo, że w czasie, gdy samolot spadał, nie działał silnik. Dlaczego to się stało, tego jeszcze nie wiadomo - mówi Brodowski.
W miejscu wypadku działali też członkowie Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Ich raport przygotowywany jest niezależnie od działań prokuratury.
Policja i śledczy apelują o kontakt osoby, które widziały wypadek albo zarejestrowały lot samolotu jadąc drogą krajową nr 16.