"Serce pęka po tym, co się wydarzyło, ciężko jest żyć dalej" - mówi Anna Narel-Ościłowicz, która wraz z rodzicami prowadzi halę sportową Badders Badminton Club w Białymstoku. Obiekt doszczętnie spłonął w minioną sobotę. W związku z tym zorganizowano zbiórkę, aby odbudować halę.

REKLAMA

Ogień w hali sportowej przy ulicy Jagiełły w Białymstoku pojawił się w sobotę przed południem. Mimo, że strażacy byli na miejscu już pięć minut po zgłoszeniu, pożar szybko objął całą drewnianą konstrukcję. Hala płonęła jak pochodnia, słup dymu był widziany z wielu kilometrów. Obiekt był własnością Badders Badminton Club.

Straty wstępnie oszacowano na cztery miliony złotych.

"To był nasz drugi dom i miejsce pracy"

Jak opowiada Anna Narel-Ościłowicz, "pomysł na zbudowanie hali do badmintona narodził się 20 lat temu, kiedy mój tata, Jerzy Narel, zaprowadził mnie i moje siostry, na pierwszy trening badmintona".

Na początku nikt nie spodziewał się, że przerodzi się to w ogromną pasję i miłość do tego sportu. Wraz z moimi pierwszymi sukcesami, powoli kiełkował w jego głowie pomysł, wydawałoby się dość szalony, aby wybudować własną halę do badmintona. Nie bał się młotka i łopaty, tylko każdego dnia ciężko pracował na budowie, gwóźdź po gwoździu, deska po desce, aby zrealizować swoją wizję. Z jego determinacji powstało miejsce tak wyjątkowe. To był nasz drugi dom i miejsce pracy, chociaż tak naprawdę nie przepracowałam tam ani jednego dnia, robiąc to co kocham. Moja historia to tylko mała część tego miejsca, ponieważ nasza rodzina przez lata urosła do ogromnych rozmiarów. Każdy, kto odwiedzał to miejsce, stawał się częścią rodziny Badders - mówi Anna Narel-Ościłowicz.

Zbiórka na odbudowę hali

Teraz córka Jerzego Narela zapowiada, że będzie chciała dla swojego taty odbudować halę. Uruchomiono już specjalną zbiórkę na ten cel. Możecie ją znaleźć pod tym linkiem.

Anna Narel-Ościłowicz podkreśla, że w hali i samym klubie panowała zawsze rodzinna atmosfera. Często organizowane były turnieje, były plany, aby organizować też zajęcia dla dzieci autystycznych. Przychodzili też tenisiści stołowi, był fitness. Staraliśmy się, aby każdy czuł się u nas dobrze, aby wiedział, że może przyjść do nas na herbatę i porozmawiać, to było nasze życie - mówi córka właściciela.

Przyczyny pożaru nie są jeszcze znane. W tej sprawie powołany zostanie biegły. Nieoficjalnie mówi się, że ogień mógł przenieść się z kominka.