Nawet 10 lat więzienia grozi 21-latkowi, który miał poświadczać nieprawdę w przeprowadzonym badaniu technicznym samochodu. Na trop wpadli dzięki akcji "stop – drift", podczas której sprawdzano normy hałasu aut.
Akcja prowadzona jest przez funkcjonariuszy od miesiąca. W trakcie patroli mundurowi zwracają szczególną uwagę na kierowców łamiących przepisy ruchu drogowego oraz zakłócających swoim zachowaniem nocny spoczynek. Dotychczas policjanci skontrolowali blisko 300 pojazdów, ujawnili ponad 220 wykroczeń i zatrzymali 64 dowody rejestracyjne. Funkcjonariusze zauważyli, że po krótkim czasie auta ponownie pojawiały się na ulicach miasta.
W środę rano mundurowi z drogówki zatrzymali do kontroli samochód marki Audi. W trakcie sprawdzania stanu technicznego okazało się, że pojazd przekracza dopuszczalne normy emisji hałasu. Konieczne było zatrzymanie dowodu rejestracyjnego. Natomiast 25-letni kierowca został zobligowany do wykonania przeglądu. Kilka godzin później policjanci ponownie namierzyli, kontrolowane wcześniej Audi. Jak się okazało, samochód 25-latka był już po badaniu technicznym. Pomimo tego, że w pojeździe nie zostały wykonane żadne naprawy, diagnosta podjął decyzję o zwrocie dowodu rejestracyjnego. Audi przeszło bez uwag nie tylko zlecone przez policjantów cząstkowe badanie techniczne, ale także został mu wykonany całkowity przegląd na kolejny rok - wspomina nadkomisarz Kamil Gołębiowski z KWP w Lublinie.
Funkcjonariusze wspólnie z przedstawicielem lubelskiego urzędu miasta przeprowadzili kontrolę w stacji diagnostycznej. Zabezpieczono obszerną dokumentację i zapisy monitoringu. Policjanci zatrzymali 21-letniego diagnostę, który wydał zaświadczenie o przeprowadzonym badaniu technicznym.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Mężczyzna usłyszał już zarzuty. Odpowie jako osoba pełniąca funkcję publiczną za poświadczenie nieprawdy w celu osiągnięcia korzyści majątkowej w zaświadczeniu o przeprowadzonym badaniu technicznym. Śledczy wnioskowali o tymczasowe aresztowanie na 3 miesiące, jednak sąd nie zdecydował się na zastosowanie środka zapobiegawczego. Mężczyźnie grozi kara nawet do 10 lat więzienia.
Policjanci nadal weryfikują zgromadzone materiały i sprawdzają, czy takich przypadków było więcej.