Rośnie zagrożenie wścieklizną w Lubelskiem. Tylko w tym tygodniu stwierdzono trzy przypadki choroby. Na zagrożonym terenie wprowadzony został obowiązek szczepienia kotów.

REKLAMA

W województwie lubelskim stwierdzono aż 10 spośród wszystkich 12 tegorocznych przypadków wścieklizny w Polsce. A z tych 10 przypadków aż 6 wykryto w Lubelskiem w październiku, z czego 3 przedwczoraj.

Na obszarach uznanych za zagrożone wprowadzony został obowiązek szczepienia kotów. Nakaz wydany przez wojewodę ma egzekwować policja.

Wizyt dzielnicowego należy się spodziewać - przyznaje nadkom. Andrzej Fijołek rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.

W Polsce głównym nosicielem wścieklizny są wolno żyjące lisy. Właśnie dlatego te zwierzęta są szczepione przez państwowe służby, głównie poprzez zrzucanie szczepionki z samolotów. Stwierdzone w Lubelskiem ogniska wścieklizny znajdują się na wschodzie województwa, co może mieć związek z wojną na Ukrainie.

W związku z konfliktem zbrojnym, na Ukrainie nie są prowadzone szczepienia lisów - podkreśla dr n. wet. Monika Michałowska z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie. Biorąc pod uwagę fakt, że ogniska na terenie naszego województwa występują na obszarach przygranicznych, łączymy to z faktem migracji zwierząt ze strony ukraińskiej. Zwierzęta nie znają granic, podobnie choroby, więc możemy się bronić przed tą chorobą tylko dzięki szczepieniom ochronnym.

Objawy wścieklizny

Wścieklizna, wbrew swojej nazwie, nie musi (choć może) się objawiać agresją zwierzęcia. Jednym z możliwych objawów u dzikiego zwierzęcia jest zanik lęku przed człowiekiem i innymi zwierzętami.

Jeżeli zatem spotkamy lisa, który łasi się do ludzi, powinniśmy unikać kontaktu z takim zwierzęciem. Nie musi to być lis, równie dobrze zarazić może nas wiewiórka.

Do zakażenia nie jest konieczne pokąsanie przez chore zwierzę. Może do niego dojść również wtedy, gdy chore zwierzę poliże nas np. po skaleczonej ręce.

U ludzi czas do wystąpienia objawów jest różny, taka sama prawidłowość występuje u zwierząt. Może to być kilkanaście dni, a może być kilkanaście miesięcy. Na świecie zdarzają się takie przypadki, kiedy wystąpiła u człowieka wścieklizna i ciężko było znaleźć powiązanie z pogryzieniem, bo nastąpiło ono bardzo dawno - mówi dr Michałowska.

Jeżeli u zakażonego pojawią się objawy, na ratunek jest już za późno. Ani u człowieka, ani u zwierząt nie ma żadnych szans na ratunek, jeżeli jest już zaatakowany mózg.

Wszelkie akcje, które podejmą lekarze medycyny i służby sanitarne, w tym szczepienia ludzi przeciwko tej chorobie, są w stanie zatrzymać rozwój tej choroby i do rozwoju wścieklizny nie dojdzie - dodaje Michałowska.

W razie podejrzenia, że mogło dojść do zakażenia, należy dokładnie umyć ranę, dezynfekując ją spirytusem i zgłosić się do lekarza.