Do niedzieli kupcy z targowiska tekstylnego przy Ruskiej muszą zabrać towar i zdemontować wszystkie stragany. Tak zdecydowała spółka Lubelskie Dworce, która zarządza tym terenem. Część kupców nie zamierza się temu podporządkować

REKLAMA

Większości mieszkańców Lublina hasło “targ przy Ruskiej" kojarzy się z targiem, na którym można kupić owoce, warzywa oraz drobny sprzęt gospodarstwa domowego, a w sezonie także słoiki. Ale nie o tym targu mowa.

Gorący spór dotyczy targowiska po drugiej stronie ulicy, przyległego do wygaszanego dworca autobusowego. Między ulicą a stanowiskami dla autobusów znajduje się prowizorycznie zadaszony labirynt alejek między stoiskami z odzieżą, bielizną i innymi tekstyliami. Właśnie to targowisko ma zniknąć jeszcze w tym tygodniu.

O zamknięciu targu tekstylnego zdecydował samorząd województwa i należąca do niego spółka Lubelskie Dworce. To ona zarządza tym terenem. Do końca ubiegłego roku wydzierżawiała teren innemu podmiotowi i to z nim rozliczali się kupcy. Z końcem roku umowa dzierżawy wygasła. Ale targowisko wciąż działa.

Kupcy korzystają z terenu bez umowy. Prawo przewiduje taką możliwość. Zamiast czynszu płaci się wtedy odszkodowanie za bezumowne korzystanie z nieruchomości, którego wartość jest równa czynszowi, jaki byłby pobierany, gdyby zawarta była umowa.

Kupcy mogli zostać pod pewnymi warunkami

Likwidacja targowiska była zapowiadana już jakiś czas temu. Ale w marcu kupcy zostali zapewnieni przez władze województwa, że będą tu mogli pozostać do końca 2024 r. Zgoda była obwarowana trzema warunkami.

Żeby zawarli umowy, żeby uiszczali opłaty i żeby zarejestrowali swoją działalność. Niestety żadna z tych trzech rzeczy nie została do końca spełniona - mówi Zdzisław Szwed prezes Lubelskich Dworców. Opłaty częściowo płacili, częściowo nie płacili. Większość nie ma zarejestrowanej działalności gospodarczej. Tak samo nie podpisali umów. Nikt się nie zgłosił do nas, żeby podpisać umowę.

Ostatecznie zdecydowano, że 30 czerwca targowisko powinno zakończyć działalność, a kupcy mają do 7 lipca opuścić ten teren. Niektórzy już się pakują, niektórzy mówią, że tego nie zrobią.

Kupcy ubolewają

Zwijam się, a na co mam czekać? No niestety muszę, nic nie poradzimy - mówi Edyta Banach, pakując towar ze straganu. Jest mocno rozgoryczona. Oczywiście, że jesteśmy zaskoczeni. Mieliśmy być do końca roku, w końcu pan marszałek obiecał. A teraz, z dnia na dzień, jesteśmy bez pracy. A ZUS, wszystko, trzeba płacić.

Pani Edyta przyznaje, że będzie szukać innego miejsca do prowadzenia handlu. Coś będę musiała robić. Gdzie przed emeryturą człowiek pójdzie do pracy? Nie ma szans - stwierdza kobieta. Na razie zamierza zabrać towar do domu. Gdzie będzie go sprzedawać? Tego jeszcze nie wie.

Zaproponowano nam wiele targowisk, ale tam takie są drogie opłaty, że nie wiem, czy będziemy w stanie pójść tam i zarobić na to. Tutaj mamy 250 zł za trzy metry, a tam za trzy metry mamy 900 zł. To jest kolosalna różnica - mówi Edyta Banach. Nie wiem na razie, co mam robić. Ja już nie śpię tydzień. Zbieram to do domu, muszę odpocząć.

Choć gdzieniegdzie widać opustoszałe stoiska, w środę na targowisku nie brakuje kupujących. Niemal wszyscy ubolewają, że targowisko ma zakończyć działalność.

Dla nas to jest szok. Dalej nie wiem, co z nami będzie. Tu są tańsze rzeczy. Ludzie dzisiaj nie są zamożni, tak że potrzebny jest w dalszym ciągu ten targ - mówi jedna z klientek.

Dlaczego komuś przeszkadza? Tutaj się ubieramy, no i targ jest potrzebny - stwierdza starszy mężczyzna. Tutaj taniej jest - ocenia mężczyzna czekający na partnerkę, która wygląda zza drzwi prowizorycznej przymierzalni.

Choć sytuacja jest napięta, nie jest łatwo o rozmówcę wśród sprzedawców. Wielu z nich, jeśli nie większość, to obcokrajowcy, którzy nie czują się pewnie na widok dziennikarza.

Niektórzy chcą jednak zostać

Rozmowy nie odmawia Leszek Szalak, który w środowe popołudnie obsługuje klientów na swoim stoisku. I wprost mówi, że nie zamierza się stąd zwijać.

Nie wyniesiemy się stąd na pewno. Będziemy walczyć do końca - zapowiada Szalak, który zarzuty wobec kupców nazywa bzdurami. Nikt nam nie proponował umowy. Nie płaciliśmy? To jest bzdura, każdy pokazał KP (druk “kasa przyjmie" - red.) zapłaty. To są bzdurne informacje, że my nie płacimy - dodaje kupiec.

Szalak podkreśla, że kupcy z targowiska tekstylnego przy Ruskiej nie dostali na piśmie informacji o zamknięciu tego miejsca. Ogłaszają je kartki porozwieszane przez zarządcę.

Pytany o brak takich pism, prezes Lubelskich Dworców tłumaczy, że trudno byłoby dostarczyć takie zawiadomienia, skoro spółka nie ma podpisanych umów z kupcami.

Nie mamy ich żadnych danych, oni nie zawierają umów z nami, więc nie mamy do kogo pisma wysłać. A jeżeli chcemy im coś wręczyć na rynku, nie przyjmują, uciekają - stwierdza prezes Szwed.

Warto przypomnieć, że nie jest to pierwszy “koniec" tekstylnego targowiska przy ul. Ruskiej. W 2015 r. nadzór budowlany uznał, że prowizoryczne konstrukcje straganów to samowola budowlana. Nakaz rozbiórki został jednak uchylony przez Wojewódzki Sąd Administracyjny.

O tym, że targowisko jest samowolą, głośno mówili kupcy z dwóch pobliskich bazarów: przy al. Tysiąclecia i pod Zamkiem, którzy określali działalność kupców z Ruskiej mianem nieuczciwej konkurencji.

Wiosną 2018 r. na targu odzieżowym przy Ruskiej wybuchł pożar. Biegły powołany przez prokuraturę ocenił, że przyczyną nocnego pożaru było podpalenie. Sprawca podłożył ogień w kilku miejscach.

Tym razem to ma być definitywny koniec targu. Urząd Marszałkowski twierdzi, że decyzja o likwidacji targowiska jest nieodwołalna. To samo słyszymy od prezesa Lubelskich Dworców. 8 lipca po straganach nie powinno być śladu.

Co będzie, jeśli kupcy nie usuną swoich stoisk? Jeśli tego nie zrobią, będziemy podejmować zgodne z prawem dalsze czynności - odpowiada prezes. Jakie działania wchodzą w grę? Jeżeli na przykład nie zabiorą swoich pawilonów, to będziemy musieli wynająć firmę, która to zrobi na koszt, którym potem ich obciążymy. Bo innej możliwości nie widzę. Ale będziemy to konsultować prawnie i podejmiemy takie działania, które są zgodne z prawem.

Jak zagospodarowany ma być teren po targowisku? Prezes odpowiada, że decyzje będą należeć do samorządu województwa. Nieruchomość jest atrakcyjnie położona i przylega do placu manewrowego dworca, który to plac też będzie mógł być wykorzystany na inne cele, gdy dworzec ostatecznie zakończy działalność, co może nastąpić do końca tego roku.