Wydłuża się kolejka ciężarówek przed przejściem granicznym w Dorohusku - od wczoraj podwoiła się tam liczba oczekujących. Jak ustalił reporter RMF FM, przyczyną coraz większej liczby pojazdów może być to, że kolejni kierowcy próbują skorzystać z ponownie otwartego przejścia. Jednocześnie przewoźnicy podkreślają, że to nie koniec ich protestu. "Naprawdę możliwości jest bardzo wiele i my z tej palety będziemy na pewno korzystać" - zapowiadają.
Protest polskich przewoźników na przejściach granicznych w Dorohusku i Hrebennem (woj. lubelskie) oraz w Korczowej (woj. podkarpackie) rozpoczął się 6 listopada.
W poniedziałek, 11 grudnia, wójt gminy Dorohusk cofnął zezwolenie na zgromadzenie na drodze dojazdowej do przejścia granicznego z Ukrainą. Protest trwa w Hrebennem i Korczowej.
W czwartek gościem internetowego Radia RMF24 był Rafał Mekler - lider Konfederacji na Lubelszczyźnie i jeden z organizatorów protestu polskich przewoźników na granicy z Ukrainą. W środę uczestniczył on w Lublinie w spotkaniu z Dariuszem Klimczakiem, nowym ministrem infrastruktury.
Jak mówił w rozmowie z Piotrem Salakiem, "jestem miło zaskoczony odmienną relacją z ministerstwem i odmiennym podejście". Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale dajemy po tych rozmowach ministrowi mandat zaufania i czas, żeby się tym zajął - mówił.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Jeszcze wczoraj rano do przejścia granicznego w kolejce czekało 700 tirów, a dziś jest ich 1300 pojazdów - to najnowsze dane z Izby Administracji Skarbowej. Jak informuje reporter RMF FM Krzysztof Kot, najwyraźniej kierowcy próbują skorzystać z tego, że przejście funkcjonuje normalnie.
Przy obecnym tempie odpraw 1300 tirów to 49 godzin oczekiwania. Na nocnej zmianie wyjechało z Polski 325 ciężarówek, co oznacza, że przejście w Dorohusku pracuje pełną parą.
Dzisiaj do wójta gminy Dorohusk mają wpłynąć kolejne zgłoszenia protestów. Przewoźnicy zamierzają złożyć kilka, a nawet kilkanaście takich wniosków - w różnych miejscach, oddalonych od siebie o około 300 metrów.
Wiadomo, że wójt wszystkie te zgłoszenia będzie oddalał, w związku z czym każde z tych zgłoszeń będzie rozpatrywane w trybie 24-godzinnym przez sędziów, którzy będą losowani. Prawo statystyki i rachunek prawdopodobieństwa jest po naszej stronie - jeśli kupimy 10 losów, to któryś chyba wypadnie - mówi Rafał Mekler, jeden z organizatorów protestu.
Jak zaznacza, "drogi dojazdowe do granicy, wszystkie równoległe do 'dwunastki', są z ograniczeniem tonażowym". To nie jest tylko gmina Dorohusk, są inne gminy. Naprawdę możliwości jest bardzo wiele i my z tej palety będziemy na pewno korzystać - dodaje.
Na pozostałych przejściach, na których trwa protest, sytuacja jest bez większych zmian.
W Hrebennem na wyjazd trzeba czekać dwa tygodnie, w Korczowej i w Medyce - około 5 dni.
W poniedziałek, 11 grudnia, wójt gminy Dorohusk Wojciech Sawa cofnął zezwolenie na protest przewoźników na drodze dojazdowej do przejścia granicznego z Ukrainą. Powołał się na ustawową przesłankę - zagrożenie mienia znacznych rozmiarów. Chodzi m.in. straty finansowe przedsiębiorców.
Protest uderzył nie tylko w kierowców. Tracą przedsiębiorcy, ludzie pracujący, inne grupy społeczne, które nie mają pracy - to przeważyło - wyjaśniał wójt.
Po ustnym przekazaniu decyzji protestujący opuścili drogę i odblokowali ruch. Gdy kolejka tirów przesunęła się bezpośrednio pod przejście, oczekiwało w niej około 900 pojazdów.
6 listopada na przejściach z Ukrainą w Dorohusku i Hrebennem (woj. lubelskie) oraz w Korczowej (woj. podkarpackie) rozpoczął się protest polskich przewoźników, którzy przepuszczają kilka aut na godzinę.
Protestujący domagają się m.in. wprowadzenia zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz rzeczy, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego; zawieszenia licencji dla firm, które powstały po wybuchu wojny na Ukrainie i przeprowadzenia ich kontroli. Jest też postulat dotyczący likwidacji tzw. elektronicznej kolejki po stronie ukraińskiej.
Natomiast w Medyce od 23 listopada protestują rolnicy z organizacji "Oszukana wieś". Domagają się m.in. dopłat do kukurydzy. Zapowiadają, że będą protestować do skutku.