Bez jakiej potrawy nie możemy się obejść na tradycyjnym stole na Lubelszczyźnie? Nie chodzi o karpie, których hodowle są w regionie. Nie chodzi też o pszenicę. Lubelszczyzna słynie z uprawy gryki. Kasza gryczana w różnych odmianach od wieków jest spożywana w naszym regionie. Nikogo nie dziwi więc jej obecność podczas wieczerzy wigilijnej.
Tradycyjną potrawą na Lubelszczyźnie są gołąbki z kaszy gryczanej z suszonymi grzybami zawijane w liście z kapusty kiszonej.
Przygotowanie ich nie jest skomplikowane. Potrzebne są grzyby - najlepiej borowiki, prawdziwki i maślaki. Te ostatnie skleją nadzienie gołąbków. Grzyby trzeba dzień wcześniej namoczyć w wodzie. Po odlaniu wody wykorzystamy je w farszu. Przy czym pamiętajmy, że wodę z aromatem grzybowym możemy użyć do sporządzenia sosu grzybowego.
Kaszę gryczaną trzeba uparować al dente. Mieszamy grzyby z kaszą dodając olej lniany. W ten sposób uzyskujemy farsz. Zawijamy go w liście kapusty kiszonej, a później wkładamy - jak kiedyś robiły to nasze babcie - do żeliwnego garnka albo współcześnie do pojemnika żaroodpornego. Dusimy gołąbki do miękkości. Możemy je podawać później polane olejem rzepakowym tłoczonym na zimno. Można również okrasić przysmażoną cebulką.
Farsz z kaszy gryczanej z grzybami wykorzystywany może być również w pierogach, bo wschód Polski to przecież pierogowe zagłębie. Obie potraw znane są na lubelskiej wsi i opisywane są jako tradycyjne przysmaki wigilijne.
Kasza gryczana ma nie tylko ma znaczenie kulinarne, ale również w tradycji ludowej magiczne. W jej moc wierzono już od czasów słowiańskich. Wierzono, że symbolizuje ona plonność, niepoliczalność, czyli dobrobyt. Dlatego wykorzystywano ją do wróżb.
Na przykład gotowaną kaszą rzucano o drzewka owocowe. Im więcej przykleiło się do nich ziaren, tym więcej miały wydać owoców. Podobne wróżby stosowane również w zagrodzie ze zwierzętami.
W Wigilię dobrze było mieć ze sobą łyżkę. Kiedyś, ze względów praktycznych, noszono ją w cholewie buta. W Wigilię można się było dobrze najeść. Na Lubeszczyźnie panował zwyczaj, że w drodze na Pasterkę odwiedzało się innych gospodarzy, a wtedy można było zrobić użytek z własnej łyżki, bo w zwyczaju było częstowanie sąsiadów potrawami ze stołu. Potrawy były postne, ale o czym można wyczytać w źródłach ludowych podczas takich odwiedzin nie stroniono od "kieliszka gorzałki".