Specjaliści z Danii zaangażują się w pomoc uchodźom przewijającym się przez Lublin. W piątek podpisana została umowa między prezydentem miasta, stowarzyszeniem Homo Faber oraz Duńską Radą ds. Uchodźców.
Homo Faber koordynuje działalność Społecznego Komitetu Pomocy Uchodźcom. Zyskujemy właśnie ważnego i doświadczonego partnera - nie ukrywa Anna Dąbrowska, prezeska stowarzyszenia. Danish Refugee Council to pomoc finansowa, doświadczenie zarówno w rozwiązywaniu bieżących kwestii, jak i w projektowaniu przyszłości. Przed nami wiele problemów, z którymi musimy się zmierzyć natychmiast i które pojawią się za chwilę - przyznaje.
Duńczycy mają doświadczenia, jako organizacja w pomocy uchodźcom.Główny problem to masowość zjawiska. Lublin uruchomił już 2 tys. miejsc. Zdecydowana większość uchodźców nie mówi po polsku. Dzieci powinny pójść do szkół. Podstawowe pytanie, co dalej i jak długo to potrwa? - mówi Dąbrowska.
Prezydent Lublina Krzysztof Żuk podkreśla, że czas gorących serc kończy się i trzeba działać systemowo. Do tej pory wydaliśmy na pomoc około miliona złotych z rezerwy na zarządzanie kryzysowe. 2000 miejsc to znaczy, że płacimy nie tylko za łóżko, pościel, pranie, jedzenie, ale płacimy też za odpady, energię elektryczną wodę. To są koszty pośrednie, które będziemy rozliczać w późniejszym okresie. Dziś jest ważne, by pomóc uchodźcom - mówi Krzysztof Żuk.
Władze miasta obawiają się, że jeśli chodzi o finanse już wkrótce mogą "dojść do ściany". Nierozwiązane są m.in. kwestie refundacji dla samorządów, ale i wsparcia dla osób prywatnych - 40 złotych na osobę dziennie dla tych, którzy przygarnęli uchodźców pod swój dach. Czekamy na specustawę i na rozporządzenia wykonawcze. Będzie to realizowane za pośrednictwem samorządów - mówi prezydent Żuk. Bez tego samorządy mają związane ręce. Czasu coraz mniej, bo trzeba się spodziewać drugiej fali - dodał.
Według prezydenta Lublina już w momencie, gdy pociąg z Ukrainy wjeżdża do Polski powinno być wiadomo, czy jedzie do Szczecina, Torunia czy do Bydgoszczy, tam gdzie są przygotowane miejsca. Teraz fala przetacza się głównie za pośrednictwem Lublina i Warszawy - mówił Żuk.
W Lublinie przyjęto do szkół już ponad 400 uczniów - oni rozumieją, bądź częściowo mówią nawet po polsku. Większość jednak nie zna języka. Tu też potrzebne są rozwiązania systemowe. Zgłaszają się np. ukraińscy maturzyści bez znajomości polskiego, co mamy robić? - pytają samorządowcy.