Policjanci z Rokicin (pow. tomaszowski) odnaleźli mężczyznę, który przez osiem godzin błąkał się po lesie. Gdy go spotkali, był kompletnie wycieńczony, a temperatura otoczenia spadła do 0 st. C.
65-latek sam zaalarmował policję. We wtorek (23 kwietnia) o godz. 23 zadzwonił na numer alarmowy. Powiedział dyżurnemu, że około godziny 15 wysiadł z pociągu na stacji kolejowej w miejscowości Zaosie. Stamtąd na piechotę zamierzał dojść do domu. Postanowił sobie jednak skrócić drogę, idąc przez las. Niestety, w trakcie wędrówki stracił orientację. Nie był nawet w stanie wydostać się z lasu.
Po tym zgłoszeniu kontakt z mężczyzną się urwał. Ponowne próby połączenia telefonicznego kończyły się fiaskiem - relacjonują policjanci z Rokicin.
Ze względu na chłód (temperatura na zewnątrz spadła do zera stopni) oficer dyżurny zorganizował akcję ratunkową. Policjanci ruszyli w rejon lasu wskazanego przez 65-latka. Po kilkudziesięciu minutach usłyszeli wołanie o pomoc, głos dobiegał znad rzeki Piasecznicy. W pewnym momencie mężczyzna przestał jednak odpowiadać policjantom.
Udało się go jednak namierzyć. Jak się okazało, 65-latek znajdował się po drugiej stronie rzeki. Był już kompletnie wycieńczony, nie był w stanie dłużej wzywać pomocy. Telefonu nie odbierał, ponieważ w aparacie wyczerpała się bateria.
Zdrowego, choć mocno zmęczonego 65-latka, przewieźliśmy do miejsca zamieszkania - informuje aspirant sztabowy Grzegorz Stasiak.