Na policję zgłosił się mężczyzna, który twierdzi, że wyciągnięty z ziemi w Zabierzowie w Małopolsce pies należy do jego rodziny. Według pierwszych informacji podawanych przez Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, mogło dojść do zakopania żywcem zwierzęcia. Kolejne doniesienia przeczyły jednak tej wersji, sprawą zajęła się policja.
Informację o wyciągnięciu z ziemi żywej suczki krakowskie schronisko opublikowało na Facebooku w poniedziałek po godz. 14.
Rokowania nie są zbyt optymistyczne. Dawno nie widziałam psa w tak tragicznym stanie - mówiła wówczas RMF FM zastępca kierownika schroniska Beata Nawalany.
We wtorek Komenda Powiatowa Policji w Krakowie wszczęła postepowanie wyjaśniające w sprawie psa, którego znaleziono na terenie budowy w Zabierzowie.
Jak poinformował dziś mł. insp. Sebastian Gleń, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, "funkcjonariusze udali się na teren budowy, gdzie w rozmowie z pracownikami, którzy odnaleźli psa, ustalili, że pies nie znajdował się pod ziemią, a leżał wycieńczony w błocie, w którym ugrzązł".
Pracownicy budowy wydostali psa z błota przenosząc go na łyżce od koparki i kładąc na twardej powierzchni. Zaopiekowali się zwierzęciem i został on przewieziony do weterynarza - relacjonuje policja.
W środę wieczorem, 25 stycznia, na komisariat zgłosił się zrozpaczony właściciel psa, który w rozmowie z policjantami oświadczył, że nie zaniedbał zwierzęcia, a także nie porzucił go oraz nie zrobił jakiejkolwiek innej krzywdy. Kochamy tego psa, on jest częścią naszej rodziny - mówił.
Mężczyzna mówił, że pies ma już 16 lat i ze względu na wiek jest słaby i schorowany, ale - jak podkreślał - w żadnym wypadku nie był przez nich zaniedbywany. Podczas rozmowy z policjantem okazał też książeczkę aktualnych szczepień zwierzęcia. Właściciel psa poinformował policjantów również, że jak tylko rozpoznał psa w medialnych doniesieniach to zgłosił się do Krakowskiego Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami - podaje policja.
Jak informują mundurowi, wszystkie okoliczności w tej sprawie wskazują na nieszczęśliwy wypadek, tj. na fakt, że zabłąkany pies wszedł na grząski teren budowy, gdzie wpadł w błoto, z którego nie zdołał się wydostać.
Podkreślamy, że policja informowała zarówno Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, jak i media, które się zwróciły z pytaniami o tą sprawą, o ustaleniach funkcjonariuszy, w szczególności o fakcie, że zwierzę w momencie odnalezienia leżało wycieńczone w błocie, z którego nie mogło się wydostać.
RMF FM skontaktował się z właścicielem psa. Mężczyzna chętnie udzielił nam wypowiedzi (chciał zachować anonimowość) i wyjaśniał, dlaczego uważa, że wyciągnięty z ziemi pies należy do jego rodziny.
Jak mówił, jego rodzina ma 16-letnią suczkę. W niedzielę rano zauważyli, że nigdzie wokół domu nie ma ich psa. Ich zdaniem pies zaginął najprawdopodobniej w sobotę wieczorem, gdy żona właściciela psa wracała z zakupów - suczka mogła wyjść poza teren posesji podczas wjazdu samochodu przez bramę. Właściciel podkreślał, że pies ma 4 swoje miejsca do nocowania w budynku i wokół niego - w garażu, na tarasie, w budzie i w tujach, które - jak mówią - bardzo kocha.
Mężczyzna powiedział, że w niedzielę zgłoszono w schronisku zagubienie psa. Następnego dnia znajomy rodziny poinformował ją o tym, że w internecie pojawiło się ogłoszenie o psie, którego wyciągnięto z ziemi - i może to być ich pies. W te pędy pojechałem do schroniska - relacjonuje właściciel psa.
Gdy przyjechał do schroniska dla zwierząt, dowiedział się, że zdaniem przedstawicieli placówki, wyciągnięty z ziemi pies ma 6-8 lat, a zwierzę nie należy do mężczyzny. Właściciel widział suczkę, ale była ona pod wpływem leków i kontakt z nią był utrudniony. Jak wyjaśnił, pies jest głuchawy. Zgłaszającemu zaginięcie zasugerowano, by - jak opadną emocje - jeszcze raz obejrzeć psa, a także to, że raczej nie jest to pies mężczyzny.
Jak się można pomylić o tyle lat? - pyta mężczyzna mówiąc o pierwszej informacji ze schroniska, wedle której pies ma mieć 6-8 lat, podczas gdy ich suczka ma 16 lat. Jak dodaje, "tam jest strasznie dużo pomyłek".
Dziś rano właściciel 16-letniej suczki - jak mówił - rozmawiał przez około 40 minut z kierowniczką schroniska. Przed godziną 14 poinformował nas, że przedstawiciele placówki pojechali do niego, żeby porozmawiać o zaistniałej sytuacji. Jak mówi mężczyzna, przedstawiciele schroniska stwierdzili, że pies nie był odpowiednio dobrze traktowany. Właściciel nie zgadza się z tą opinią.
Mogłem w niektórych tematach popełnić błędy niewiedzy. Ale na pewno nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że pies był niedożywiony. Dostawał dwa razy dziennie posiłki, zawsze miał świeże picie - wylicza mężczyzna.
Przed godziną 15 schronisko opublikowało wpis w mediach społecznościowych dotyczący suczki.
Nadia jest mocno wyniszczona, wychudzona, zaniedbana i ma zaawansowaną atrofię mięśniową. To wszystko świadczy o długotrwałym nie przyjmowaniu pokarmu w odpowiedniej ilości, a sama atrofia postępowała już od co najmniej(!) kilku miesięcy. Nie możemy powiedzieć ze 100 proc. pewnością, że już najgorsze za nią. Możemy jedynie Was zapewnić, że zrobimy wszystko aby wróciła do zdrowia - napisał KTOZ na Facebooku.
Sunię nazwaliśmy Nadia i co najważniejsze na tą chwilę to to, że jej stan jest stabilny, zaczęła utrzymywać pozycję mostkową. Prosimy - trzymajcie za nią kciuki - relacjonowało we wtorek Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie.
Z kolei mężczyzna, który poinformował, że jest właścicielem suczki, podaje, że pies ma na imię "Kitek".