Mówi o sobie, że jest nowohuckim szaleńcem. I chyba jest w tym trochę prawdy, bo zgromadzona przez niego kolekcja zadziwia, zaskakuje i wprawia w osłupienie. Mowa o Grzegorzu Ziemiańskim, kolekcjonerze rzeczy związanych z Nową Hutą w Krakowie. W jego mieszkaniu, gdzie gromadzi eksponaty, odwiedziła go reporterka RMF FM Marlena Chudzio.

REKLAMA

Marlena Chudzio: W pokoju, w którym jesteśmy, wszystko jest o Nowej Hucie. Jak to się zaczęło?

Grzegorz Ziemiański: Już sam troszeczkę nie pamiętam. Oczywiście początki całego tego mojego zbieractwa można wiązać z tym, że ja po prostu mieszkam od zawsze w Nowej Hucie. Jeśli się gdziekolwiek przeprowadzałem, to też w ramach osiedli nowohuckich. Moja rodzina w ogóle budowała też Nową Hutę. Mój dziadek przyjechał tutaj w około roku 1952 i pracował tutaj w cementowni Nowej Huty. Rozwoził materiały budowlane.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Niezwykła kolekcja nowohuckich pamiątek

I kiedyś pojawił się ten pierwszy eksponat, po którym pan powiedział: chcę więcej.

Trochę się to wydarzyło przypadkowo. W późnych latach 90., wczesnych dwutysięcznych. Pracowałem jako fotograf i zaangażowałem się w inicjatywie tożsamościowej "I love Nowa Huta". I też się tak zdarzyło, że ta cała inicjatywa miała swoje gadżety reklamowe - odzież nowohucką. Ja tę odzież fotografowałem, dostawałem ją w prezencie i to wszystko tak narastało, narastało. Mógłbym sięgnąć, pokazać słuchaczom, ile tego jest. Kilkadziesiąt różnego rodzaju bluz, koszulek, podkoszulków

Cała szafa.

Tak, pani tutaj teraz zerka. Szafa jest otwarta. Pomiędzy tymi zwykłymi rzeczami z garderoby na co dzień, większość jednak zajmuje garderoba nowohucka.

Eksponaty są od bardzo drobniutkich do bardzo dużych. Te największe są wyłożone właśnie tutaj, na łóżku.

Musiałem się na pani przyjście przygotować. Musiałem to wszystko powyciągać z szaf. Nie mamy tutaj dużo przestrzeni, znajdujemy się tak naprawdę w kilku metrach kwadratowych. To są duże tablice metalowe. Jedna z nich to tablica z dawnych lokomotyw, które w latach 50. budowały nowohucki kombinat. Żeliwna, w kolorze zielonym i na niej duży logotyp HL, czyli Huta Lenina. Pod spodem napisane już pełna nazwa: Huta imienia Lenina. Tuż obok kolejna tablica, większa jak format A3, opatrzona napisem Liga Kobiet, która to liga, jak się dowiedziałem niedawno, miała swoją siedzibę gdzieś na osiedlu Uroczym w Nowej Hucie.

Tam leży coś, co wygląda jak tasak, tłuczek do ziemniaków?

Są to obiekty, które nie są zbyt oczywiste, że są to rzeczy z Nowej Huty. Ci, którzy mieszkali w Nowej Hucie, których rodziny pracowały na kombinacie, a mój tato pracował i to są akurat obiekty stricte rodzinne, wiedzą, że pracownicy kombinatu zazwyczaj wykonywali coś na tzw. fuszkę. W dobrym guście było wynieść coś bądź w cudzysłowie załatwić. To rzeczywiście tłuczek czy tasak i urządzenie do gniecenia ziemniaków wykonane z fragmentów kolorowego bakelitu i stali nierdzewnej.

Spokojnie mógłby Pan otworzyć kawiarnię, gdzie każda taca, a której serwowane są napoje, to byłby zabytek.

Albo wystawę. Ktoś mi już nawet podpowiedział tytuł tej wystawy: "Nowa Huta na tacy". Mam kilkadziesiąt tac z różnymi dekoracjami. Ok. 30 centymetrów średnicy mają takie tace, a na ich awersie są przeróżne oznaczenia i malunki, zazwyczaj wydziałów kombinatu, ale też z różnego rodzaju jubileusze.

"Np. 30 lat Walcowni Gorącej Blach"

Albo Zakładu Materiałów Ogniotrwałych, albo Zakładu Wielkopiecowego. Każdy wydział starał się mieć jakąś swoją pamiątkę i na przykład przy okazji różnego rodzaju imprez wewnętrznych kombinatu na takiej tacy podawano oczywiście kawę po turecku czy coś mocniejszego.

Jak Pan zdobywa te skarby?

Często zadawane jest mi takie pytanie, ale muszę powiedzieć w dosyć tajemniczy sposób, w każdy możliwy sposób. Oczywiście najłatwiej jest pozyskać te rzeczy drogą internetową. To było łatwe, dopóki Nowa Huta nie stała się taka popularna i modna. Dopóki nie chcieli tutaj przyjeżdżać wszyscy i zamieszkać, bo rzeczywiście jest to miejsce bardzo wygodne do mieszkania rodzinnego. Te wszystkie obiekty z przestrzeni internetu zaczęły szybko znikać, więc w pewnym momencie zacząłem ogłaszać też i prowadzić swoją grupę dyskusyjną na znanym portalu internetowym i tam upowszechniać te wszystkie swoje zbiory. W związku z tym zaczęły się do mnie zgłaszać różne osoby, które chciały się pozbyć tych rzeczy, ale nie tak, żeby je wyrzucać, ale przekazać komuś, kto to będzie zbierał. Zatem kolejnym sposobem jest pozyskiwanie od osób, które chcą mi to przekazać, głównie nowohucian. No i ostatni sposób. Wszyscy się domyślają jaki, ale nie trzeba głośno mówić. Przejdźmy do kolejnego pytania.

Powiedział pan, że huta stała się modna. Była kiedyś dzielnicą wyklęta. Kraków się jej wstydził, a teraz to Kraków jej chyba trochę zazdrości. Bo są w niej tereny zielone, bo jest przemyślaną dzielnicą, ładną.

I że dobrze się tutaj mieszka rodzinom. Nadal jest dużo przestrzeni pomiędzy poszczególnymi budynkami, jest miejsce do swobodnych spacerów, do miłego spędzenia czasu. Huta jest wyjątkowym miejscem. Jest takim jednolitym organizmem, który dawno temu powstał. Teraz stanowi wspaniałe miejsce do życia.

Ma Pan tutaj też na stoliku kogoś, kogo - gdy kiedyś robiłam sondę na Placu Centralnym, to ludzie mi powiedzieli: "Kiedyś stał tu ten bandyta, ale teraz już nie stoi".

Tak. Włodek, który stał na fragmencie Alei Róż. Ten plac był czasem nazywany Placem pod Włodkiem Urwipiętą. Tak była też nazywana kawiarnia Stylowa. To, co stoi tutaj, to jest malutki odlew, prawdopodobnie z mosiądzu, do 40 centymetrów, około 20 kilogramów wagi, pomnika autorstwa Mariana Koniecznego. Dokładnie. Miniatura tego, który stał na Alei Róż.

Jest pan z czegoś szczególnie dumny? Taki skarb.

Tak. W sumie to trzy skarby. Tuż obok pani, kronika z budowy huty datowana na lata 1950-55. Oryginalne zdjęcia z budowy kombinatu. Delikatnie otwieram.

Szeleści jak stare dawne rodzinne albumy.

Jest tu np. most przeładunkowy przy wielkim piecu. Tutaj na tych instalacjach przywożone były materiały do topienia stali.

Czarno-białe zdjęcia, piękne opisy, ręcznie chyba wykonywane.

No więc właśnie jest to album, który był wykonywany ręcznie. Zdjęcia były wykonywane i wywoływane także przez jakiegoś fotografa, prawdopodobnie w pracowni kombinatu. Kto wie, być może, że przez pana Stanisława Gawlińskiego, który bardzo dużo fotografował na hucie. Aczkolwiek nie jestem przekonany, ponieważ te zdjęcia nie są opisane. Sam album jest wydany w taki sposób, że prawdopodobnie został on podarowany któremuś z dyrektorów Kombinatu. Kolejne eksponaty: to co nazywa się durnostojkami, półkownikami i zbieraczami kurzu. Wszystkie te malutkie obiekty w jakiś sposób ilustrują kolejne wydziały Huty Lenina. To są tzw. przyciski do papieru, czy też inne obiekty, które w gabinetach dyrektorskich stały na biurkach i je w jakiś sposób dekorowały. I mamy tutaj taki "garnuszek", w którym wytapiana była i przelewana surówka. Mamy duży napis Huta im. Lenina, a obecnie Huta imienia Tadeusza Sendzimira - oczywiście miniaturka. Mamy jakąś tokarkę, koła do wagonu, kolejne nabiurniki są z kołem zębatym, inicjałami HL i miejscem na jakieś długopisy.

/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM
/ Marlena Chudzio / RMF FM

Ma Pan jakieś kryterium? Bo w tym momencie tych rzeczy jest już tak dużo, że chyba ciężko wybrać co wchodzi do kolekcji. A co jednak Pan odpuszcza?

Jest takie kryterium, bo i ono musi być bardzo pilnie przestrzegane. Gdybym od niego odbiegł, to bardzo szybko by mi zabrakło przestrzeni do gromadzenia tych rzeczy. Musi to być coś oczywistego, co odbiorca będzie jednoznacznie utożsamiał z Nową Hutą bądź Hutą Lenina. A zatem dobrze jest, jeżeli taki obiekt ma po prostu napisane Nowa Huta, Huta Lenina. Albo coś, co jednoznacznie jest kojarzone z przestrzenią Nowej Huty, tak jak miniaturka pomnika Lenina albo karty - kolejny obiekt - które też są opisane dokładnie Huta Lenina.

A bawił się pan kiedyś w matematykę? Liczył Pan, ile tego może być?

Z racji tego, że ja to wszystko muszę już od jakiegoś czasu upychać w szafach, przestałem liczyć, ile tych wszystkich obiektów jest. Oczywiście wygodnie by było, gdybym ja mógł to na poczekaniu wyjąć, przeliczyć i z tego korzystać. Natomiast w tak małej przestrzeni jest to wielce problematyczne. Jeżeli miałbym powiedzieć o proporcach, które znajdują się tuż po lewej stronie, no to jest ich prawdopodobnie 200-300. Jeżeli miałbym policzyć książki, które jednoznacznie traktują o tematyce Nowej Huty, to jest ich 300 - 400. Prawdopodobnie mam tac mam około 50-60. Tych durnostojek - one są rzadkimi elementami - może 20. Do tego talie kart, wazony, szklanki, utensylia kuchenne, jakieś figurki, kufle. Mam także obrazki z Cepelii, wśród których także są takie ryciny wykonywane właśnie o tematyce nowohuckiej. Mamy breloczki do kluczy, które np. służyły na kombinacie. Tam u góry jest kuchenka turystyczna, na której widnieje u góry na pokrywie ilustracja kombinatu Huty imienia Lenina. Mamy butelki - dosyć rzadkie obiekty - w których znajdowała się woda mineralna rozlewana na kombinacie, a dokładnie w oddziale zaopatrzenia robotniczego. Jest ich pięć, bardzo chciałbym zebrać ich 20, tak aby stanowiły tak zwaną pełną kratę.

Do tych wszystkich rzeczy przydałaby się przestrzeń. Czy pan by w ogóle chciał się dzielić tymi eksponatami z publicznością?

Moją ideą jest to, żeby ta kolekcja ożyła. Żeby jakakolwiek kolekcja ożyła, to musi mieć ona swoją publiczność. Mnie tę publiczność udało się zgromadzić. Prowadzę dużą grupę, co jakiś czas wrzucam zdjęcia obiektów, które udaje mi się pozyskać. Ale tak jak powiedziałem, ciężko jest to wyciągnąć z szaf, ciężko jest sfotografować. Powstaje więc taka przestrzeń. Dosłownie w pantoflach będę mógł chodzić i to udostępniać potencjalnym widzom oraz fotografować te obiekty. Wszystko po to by je w dalszej perspektywie umieścić w otwartym systemie archiwalnym i aby to było dostępne przestrzeni internetu i potencjalnie też było wypożyczane przez nowohucką placówkę muzealną, która często korzysta z moich obiektów.

A jakieś kolekcjonerskie marzenie? Jest coś, co wie pan, że istnieje i to by sobie pan zamarzył.

Jest, ale to za wielką wodą. Zauważyłem, że jest maszynopis projektanta Nowej Huty, pana Ptaszyckiego, ale jest on poza absolutnie moim zasięgiem finansowym. Cały czas gdzieś tam wisi, można by go kupić, ale nie znajduje się chętny i na tyle szalony człowiek, żeby to kupić. Może się kiedyś uda.

Poszukujemy w takim razie takiego chętnego, który by taki prezent panu podarował do tej kolekcji.

Zbliża się czas prezentów i czas choinkowy, jak najbardziej.