Po otwarciu nowego odcinka drogi ekspresowej S7 w Małopolsce na północ od Krakowa kierowcy gubią się i wjeżdżają w ślepą drogę prowadzącą do lasu - alarmują drogowcy. Apelują, by nie jeździć na pamięć, ale zwracać uwagę na znaki.
Od wczorajszego popołudnia kierowcy mogą już korzystać z nowego 19-kilometrowego odcinka S7 między Miechowem a Moczydłem.
Drogowcy jednak alarmują, że wciąż wielu kierowców, jadących w stronę Warszawy, nie zważa na znaki. Problem w tym, że nowy odcinek S7 nie pojawił się jeszcze w popularnych serwisach nawigacyjnych. Tymczasem dawna droga krajowa numer 7 w Książu Wielkim jest zamknięta i kończy się w lesie.
Kierowcy muszą zawracać na rondo do Miechowa, bo właśnie tam znajduje się wjazd na nowy odcinek ekspresówki.
Odcinek drogi ekspresowej S7 między Moczydłem i Miechowem, który został właśnie oddany do użytku ma nieco ponad 18,7 km. Trasa została poprowadzona na wschód od dotychczasowej DK7 przez rolnicze tereny Wyżyny Miechowskiej.
Dwujezdniowa droga ekspresowa ma po dwa pasy ruchu i rezerwę na trzeci pas. Przebudowywano także istniejącą sieć dróg, dzięki czemu powstało 15 km nowych tras dojazdowych. Na trasie ulokowano dwa węzły: Miechów i Książ oraz dwa Miejsca Obsługi Podróżnych - Małoszów i Tochołów.
Żeby zniwelować różnicę wysokości droga została poprowadzona w niektórych miejscach w wykopach, a w niektórych na nasypach. W Małoszowie powstał 400-metrowy wiadukt, który przebiega m.in. nad rzeką Nidzicą, a w najwyższym miejscu ma prawie 20 m wysokości. Łącznie na całej trasie powstały 24 obiekty inżynierskie - mosty, wiadukty i estakady. Zbudowano też kilkadziesiąt przejść dla zwierząt.
Na północ od Krakowa do realizacji pozostanie jeszcze 23,6 km trasy S7: 5,3 km między węzłami Miechów i Szczepanowice oraz 18,3 km od Widomej do krakowskiej Nowej Huty. Pierwszy z tych fragmentów GDDKiA planuje udostępnić w sierpniu 2024 roku, a drugi w listopadzie 2024 r. Po zakończeniu inwestycji podróż pomiędzy Warszawą i Krakowem zajmie niespełna trzy godziny,