Myśliwi odnaleźli bizona, który uciekł z ośrodka w Kurozwękach (Świętokrzyskie). Jest osłabiony, ale wraca do sił - przekazał Łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Tarnobrzegu Robert Bąk. Tym samym nie potwierdziły się wczorajsze informacje o odstrzeleniu zwierzęcia. To jednak nie oznacza, że los bizona nie jest zagrożony.

REKLAMA

Zwierzę udało się namierzyć w nocy ze środy na czwartek. Okazało się, że przebywa w leśnej gęstwinie zaledwie około kilometra od kompleksu w Kurozwękach.

Bizon jest jeszcze trochę osłabiony po zatrzasku usypiającym, ale ogólnie ma się dobrze i wraca do sił. Myśliwi zauważyli go po tym, jak opuścił w nocy swoją kryjówkę na starym bagnisku - przekazał Bąk.

Bizon zdradził się i wyszedł z ukrycia, żeby zjeść. Pasł się na owsie, po kilku godzinach ponownie schował się do swojej ostoi. Wiemy dokładnie, gdzie przebywa - zaznaczył łowczy.

Podkreślił, że myśliwi nie zamierzają strzelać do zwierzęcia i apelują o znalezienie mu nowego schronienia. Przestrzegł także przed używaniem kolejnego zastrzyku usypiającego. Według niego zwierzę może tego nie przeżyć.

Misja niemożliwa

Podobnego zdania jest regionalny konserwator przyrody w Kielcach Lech Buchholz. Dostaliśmy do zrobienia niewykonalne zadanie - ocenił. Wyjaśnił, że społeczeństwo oczekuje, aby bizona nie zabijać, lecz zapewnić mu schronienie. Problem w tym, że na tę chwilę w Polsce nie ma ośrodka, który zdecydowałoby się przyjąć zwierzę - powiedział Polskiej Agencji Prasowej.

Zarządcy ośrodka w Kurozwękach, który jako jedyny w Polsce posiada zezwolenie na prowadzenie hodowli bizonów uznali, że ten osobnik jest zbyt dziki, aby żyć w zamknięciu. Co więcej, aby mógł trafić do stada, powinien przejść kwarantannę w odosobnionej i wzmocnionej zagrodzie. Takiej w ośrodku na razie nie ma, a na jej przygotowanie potrzeba czasu.

Wpuszczenie bizona do stada, bez wcześniejszego przebadania, groziłoby zarażeniem innych zwierząt chorobami i pasożytami. Z tego samego powodu obecnie nie ma żadnej instytucji, w tym zoo, które zgodziłyby się na przyjęcie zwierzęcia -powiedział Buchholz.

Na razie wiemy, gdzie bizon przebywa i to jest bardzo ważne. Natomiast najgorszą z możliwych opcji będzie, jeśli ponownie uda się na wschód w kierunku Lasów Janowskich - stwierdził.

To tam znajduje się najbliższe wolnożyjące stado żubrów. Konserwator podkreślił, że ewentualna krzyżówka bizona z rodzimym gatunkiem - co jest możliwe - byłaby "przyrodniczą katastrofą". Bizon jest w Polsce uznawany za inwazyjny gatunek obcy, zagrażający populacji żubra europejskiego.

Monitorujemy sytuację i czekamy i na decyzje "władz nadrzędnych" - powiedział konserwator przyrody.

Bizony wybrały wolność

Dwa dorosłe bizony - samiec i samica - jesienią zeszłego roku prawdopodobnie uciekły z nielegalnej hodowli na Śląsku. Zimę spędziły na wolności, a w kolejnych miesiącach doczekały się potomka. Przez kilka miesięcy widywano je na terenach woj. śląskiego, łódzkiego i świętokrzyskiego. Specjalistom z Kurozwęk 2 lipca udało się odłowić samicę i młode cielę. Zwierzęta pozostają w podstaszowskim ośrodku. W okolicach Zawichostu 21 lipca schwytano samca. On też trafił do ośrodka w Kurozwękach i prawdopodobnie jeszcze tej samej nocy ponownie uciekł.

Do ostatnich poszukiwań bizona zaangażowanych było około 120 myśliwych, którzy przemierzyli około 2,5 tys. kilometrów. Szacunkowy koszt poszukiwania wyniósł około 30 tys. zł.

Do sprawy bizona odniósł się także w mediach społecznościowych podsekretarz stanu w ministerstwie klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała. W poniedziałek wieczorem zaapelował, aby dyrekcje ochrony środowiska i służby wykorzystały wszystkie dostępne możliwości schwytania zwierzęcia żywcem.

"Strzelanie to ostateczność, jedynie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia człowieka" - napisał na portalu X.