Na 4 lata i 7 miesięcy więzienia skazał we wtorek Sąd Okręgowy w Białymstoku mężczyznę oskarżonego o przemyt z Hiszpanii ponad 40 kg marihuany w specjalnej skrytce samochodu. Prokuratura chciała 10 lat więzienia, obrona - uniewinnienia. Wyrok nie jest prawomocny.

REKLAMA

O przemyt oskarżony został 37-letni mężczyzna, który pożyczonym od znajomego busem wyjechał za granicę, by motocyklem do motocrossu pojeździć po Hiszpanii. Bus wrócił do Polski na lawecie; w skrytce znajdowały się narkotyki.

Nie przyznał się do winy

Według aktu oskarżenia Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, w październiku 2021 roku oskarżony wziął udział - wraz z innymi nieustalonymi osobami - w przerzucie z Hiszpanii do Polski znacznej ilości marihuany (ponad 40 kg). Śledczy zarzucili mu też, że podrobił list przewozowy (podpisał się za właściciela), potrzebny do transportu busa z Hiszpanii do kraju i odbioru samochodu.

Białostocką policję zawiadomiła firma przewozowa, której zlecony został przewóz tego auta na lawecie; pracownicy przewoźnika nabrali podejrzeń, że w aucie mogą być narkotyki. Do zatrzymania doszło w centralnej Polsce, gdy oskarżony odbierał busa w umówionym miejscu na stacji benzynowej.

Ani w śledztwie, ani przed sądem oskarżony nie przyznał się do winy. Przekonywał, że nie wiedział o transporcie marihuany.

Wyrok sądu

Sąd Okręgowy w Białymstoku nie miał jednak żadnych wątpliwości, że oskarżony wziął udział w przemycie narkotyków w Hiszpanii. Skazał go za to na 4,5 roku więzienia; kara łączna o miesiąc wyższa obejmuje też podrobienie podpisu w liście przewozowym; sąd orzekł też 40 tys. zł grzywny. Kara obejmuje również nie tylko przepadek marihuany, ale i busa użytego do jej przemytu.

Bez wątpienia na terenie Hiszpanii doszło do załadowania do tego samochodu środków odurzających, w postaci marihuany, samochód ten był specjalnie przystosowany do przewożenia, w sposób ukryty, środków odurzających - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Grażyna Zawadzka-Lotko. Przywoływała opinię rzeczoznawcy, że dostęp do tej skrytki był możliwy tylko z wnętrza pojazdu.

Ślady na workach z marihuaną

Sędzia przypominała, że oskarżony - nie przyznając się - zmieniał wyjaśnienia; uznała je za "nieudolną linię obrony", a za wiarygodne - jedynie przyznanie się do podrobienia podpisu w liście przewozowym. Za główny dowód winy sąd uznał wyniki badań DNA; zgodnie z nimi ślady biologiczne oskarżonego znaleziono na workach z marihuaną. Ten dowód jest dowodem podstawowym w sprawie, bowiem ekstremalnie mocno wspiera hipotezę, że właśnie to oskarżony uczestniczył w organizacji tego transportu tak dużej ilości środków odurzających - dodała sędzia Zawadzka-Lotko.

Mówiła też, że przebadana chemicznie marihuana miała bardzo wysoką zawartość THC, czyli głównej substancji psychoaktywnej zawartej w konopiach, wielokrotnie przekraczającą dopuszczalną. Był to naprawdę silny środek odurzający w tej marihuanie - dodała sędzia. Odnosząc się do wymiaru kary (prokuratura chciała 10 lat więzienia) zwracała uwagę, że oskarżony nie był wcześniej karany.

Czy będzie apelacja?

Oskarżonego na publikacji wyroku nie było.

Mój klient konsekwentnie nie przyznawał się do winy, wskazywał na możliwy przebieg wypadków, będziemy analizować motywy pisemne orzeczenia i wtedy podejmować dalsze decyzje - mówił obrońca mec. Artur Przybora, pytany o ewentualną apelację.

Prokuratura prawdopodobnie wyroku pierwszej instancji nie zaskarży. Prokurator Grzegorz Giedrys z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku powiedział, że wtorkowe orzeczenie sądu i jego uzasadnienie go satysfakcjonuje