Zamiast kartki z życzeniami, premii na święta wielu hokeistów Comarch Cracovii w koszyczku świątecznym znalazło wilczy bilet. Wykopano ich z klubu, bez względu na to, co dla niego osiągnęli - pisze dziennikarz Interii Michał Białoński.

Dwukrotnie KH Sanok, dwa razy Podhale Nowy Targ, trzykrotnie GKS Tychy, cztery raz Unia Oświęcim i aż siedmiokrotnie Comarch Cracovia - oto zdobywcy hokejowych mistrzostw Polski, jakie rozegrano w XXI wieku.

Z tego zestawienia jasno wynika, że zdecydowanie najlepszą drużyną ostatnich 18 lat nie jest GKS Tychy, który wczoraj sięgnął po krajowy prymat całkiem zasłużenie, tylko "Pasy" właśnie. Odkąd w 2005 roku zaczęły je napędzać środki Comarchu, pod Wawel ściągnięto niesamowite gwiazdy, połowę reprezentacji Polski.

Gdyby się na spokojnie zastanowić, jaki był procentowy udział w większości tych sukcesów, od strony sportowej, wyglądałoby to mniej więcej tak:

- bramkarz Rafał Radziszewski: ok. 40 proc,

- napastnik Leszek Laszkiewicz (zdobył z "Pasami" pięć tytułów i był najlepszym ich strzelcem i hokeistą): ok. 20 proc.,

- trener Rudolf Rohaczek, który sprawnie przygotowywał zespół, ale bez wyżej wymienionych byłby bezbronny: ok. 10 proc.,

- pozostałe 30 procent rozkłada się na resztę zgranej drużyny, bez której w hokeju nic nie zrobisz.

Ostatni play-off Cracovii nie wyszedł, odpadła w półfinale z Tauronem GKS-em Katowice, a później przegrała walkę o brązowe medale z TatrySki Podhalem. Życie. Nie zawsze się wygrywa.

Słabiej grał cały zespół, słabiej bronił Radziszewski, słabiej trenował Rohaczek, bo to przecież on odpowiada za formę w kluczowym momencie.

Tak naprawdę bomba do szatni została wrzucona jeszcze przed play-offem, gdy odprawiono z kwitkiem dwóch najlepszych obrońców - Petra Novajovskiego i Lukasza Ziba. Atmosfera siadła.

Za chwilę siądziemy przy świątecznym stole, będziemy składać sobie życzenia, dzielić się jajkiem wielkanocnym, dostrzeżemy w bliźnim dobrego człowieka.

Tymczasem jakie tło pod te święta przygotował klub swym bohaterom, którzy globalnie są najlepszymi hokeistami XXI wieku?

- Największy rutyniarz Damian Słaboń po powrocie z meczu rozegranego w Nowym Targu dostał wilczy bilet, choć kontrakt mu wygasał za miesiąc i klub na pewno by nie zbankrutował, gdyby wypłacił mu jeszcze jedną pensję Wilczy bilet wręczył mu kierownik drużyny. To w ramach podzięki za te bez mała 15 lat sumiennej pracy, zostawiania serca na lodzie. Dopiero później, gdy wybuchła afera, o Słaboniu przypomniał sobie ktoś wyżej umocowany w klubie.

 - Rafał Radziszewski, bez którego "Pasy" nie przeszłyby większości półfinałów i przegrały chociażby ubiegłoroczny finał, został odstawiony od drużyny przed rewanżem z Podhalem. Zabrano go do Nowego Targu, ale nie mógł stać nawet w boksie zespołu. Nikt mu nie wyjaśnił nawet słowem, co było tego powodem. Mecz oglądał z trybun, stojąc za bramką. Później zaproszono go do klubu, podziękowano za sukcesy i wręczono wypowiedzenie. Dwutygodniowe. Kontrakt miał obowiązywać jeszcze w przyszłym sezonie, ale w hokeju profesjonalizm jest tylko teoretyczny. W piłce kontrakty można spłacić do końca bądź rozwiązać za porozumieniem stron. W Cracovii możesz mieć kontrakt pięcioletni, ale z dwutygodniowym okresem wypowiedzenia.

- Krystian Dziubiński - reprezentacyjny napastnik, jeden z liderów ostatnich lat - również dostał wilczy bilet, choć również miał dłuższy kontrakt. Owszem, ten play-off mu się nie udał, ale czy jeden słabszy miesiąc z życia sportowca powinien go przekreślać, wszystkie jego dokonania? Zachodzę w głowę: skąd Cracovia weźmie tak mocnego Polaka, jakim jest "Dziubek"?

Wilcze bilety dostali też: Adam Domogała, który coraz bardziej rozwijał skrzydła, i Teddy da Costa - Polak i Francuz w jednym, jedyny hokeista naszej ligi, który regularnie występuje w MŚ elity. Da Costa jest również nie do zastąpienia. Nikt nie zastanowił się nad tym, dlaczego na początku sezonu, w Lidze Mistrzów, da Costa był orłem nad orłami, a później obniżył loty. Może coś legło w gruzach w procesie szkoleniowym? Zero dogłębnej analizy, da Costa dostał kopa.

Krajobraz trochę taki, jakby po szatni "Pasów" szalała małpa z brzytwą w dłoniach.

Wielka szkoda, wydawało się, że nie tylko GKS Tychy pretenduje do miana mocnego, eksportowego klubu na lata. Comarch Cracovia ma równie wysoki budżet jak tyszanie, ale z tego, jak potraktowała Słabonia, "Radzika" i innych, jasno wynika, że klasy w sporcie nie kupi się za żadne pieniądze. 


Michał Białoński