"Czas, żeby to, co dał mi sport - czyli popularną twarz - wykorzystać w dobry sposób" - mówiła Justyna Kowalczyk, przekazując sztabkę złota na licytację dla chorych na mukowiscydozę. Sztabka była jednym z prezentów, które nasza mistrzyni dostała po zdobyciu złotego medalu na igrzyskach w Soczi.
Kiedy się idzie do takiego szpitala, kiedy się rozmawia z takimi ludźmi, a dwa tygodnie później dostajesz informację, że któregoś z tych dzieci nie ma, to wszystkie sztabki i medale stają się nieważne - powiedziała dwukrotna mistrzyni olimpijska. Kowalczyk na jeden dzień przerwała treningi w Ramsau i przyjechała do Warszawy, by wspomóc chorych na mukowiscydozę.
W ubiegłym roku Kowalczyk przekazała na aukcję samochód wygrany w Pucharze Świata. W tym - coś wyjątkowego - sztabkę złota, nagrodę za zdobycie złotego medalu podczas igrzysk w Soczi. Już w trakcie igrzysk myślałam sobie, że "mukoludki" muszą coś z nich mieć. Wtedy żaden pomysł nie przyszedł mi do głowy. Kiedy dowiedziałam się, że otrzymam sztabkę, od razu zdecydowałam oddać ją na licytację - skomentowała Polka. Widziałam ją tylko dwa razy. Może trafi w ręce, które bardziej o nią zadbają. Jest wielkości połowy dłoni i zmieści się w każdej damskiej torebce - dodała.
Licytacja potrwa do 31 października, a przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Walki z Mukowiscydozą liczą, że otrzymają za sztabkę 100 tys. złotych. Mukowiscydoza to nieuleczalna choroba genetyczna, przez którą w organizmie produkowany jest niezwykle gęsty, lepki śluz blokujący drogi oddechowe i utrudniający trawienie. W Europie Zachodniej i USA chorzy umierają w wieku ok. 40 lat. Jednak w Polsce z powodu braku spójnego, dobrze zorganizowanego i odpowiednio finansowanego systemu leczenia dożywają średnio 22 lat. W Polsce cierpi na nią ok. 1600 osób, a co roku diagnozowanych jest ok. 100 nowych przypadków. PTWM zbiera środki na budowę specjalistycznego ośrodka. Koszt przedsięwzięcia to minimum dwa miliony złotych.
Kowalczyk jeszcze dziś wróci do Ramsau, gdzie przygotowuje się do sezonu. Na lodowcu spędzi jeszcze tydzień. Następnie - po krótkim pobycie w kraju - pojedzie do fińskiego Muonio. Pierwszy start w PŚ czeka ją 29 listopada w Kuusamo. Najważniejszą imprezą będą natomiast mistrzostwa świata w szwedzkim Falun (18 lutego - 1 marca).
Ciężko pracowałam i wydaje mi się, że jest dobrze. Zobaczymy jednak jak zareaguję na rywalizację sportową i przede wszystkim, w jakiej formie są rywalki. Wszystko zweryfikują zmagania w Kuusamo. Planuję wystartować we wszystkich pucharowych zawodach, a w Falun najważniejsze dla mnie będą dwa biegi rozgrywane techniką klasyczną - sprint i na 30 km - podkreśliła podopieczna trenera Aleksandra Wierietielnego.
Dwukrotna mistrzyni olimpijska przygotowania rozpoczęła w czerwcu, po wyleczeniu złamanej stopy. Zdarzało mi się już tak późno wznawiać treningi, ale przyznaję, że teraz przystąpiłam do nich z dużo niższego pułapu. Tradycyjnie pod koniec października, po dużych obciążeniach treningowych nie czuję się wyśmienicie. Mam kłopot z odcinkiem lędźwiowym kręgosłupa. Na razie jednak pozwala biegać. Jest dobrze, póki nie muszę się schylać - dodała.
W porównaniu do poprzedniego roku największą zmianą była obecność w jej sztabie Sylwii Jaśkowiec, która teraz również trenuje pod okiem Wierietielnego. Atmosfera w naszej drużynie jest doskonała. Jest czas i na ciężką pracę i na odreagowanie, co mnie bardzo cieszy. Sylwia pracuje bardzo sumiennie, ale trzeba pamiętać, że kilka miesięcy dużego wysiłku nie gwarantuje skoku na wyższy poziom. Na początku może nawet pojawić się regres - zaznaczyła Kowalczyka, która we wrześniu obroniła pracę doktorską.