Kiedy w 2020 Rafał Trzaskowski nie stawił się na organizowanej przez TVP debacie z Andrzejem Dudą w Końskich, Grzegorz Schetyna podsumował to gorzkim "Wybory wygrywa się w Końskich, nie w Wilanowie". Trzaskowski rzeczywiście przegrał. Dziś na debacie gotów jest stawić się lider KO, a PiS ma poważny problem.
Doczekaliśmy się w końcu ożywienia skostniałej i zrutynizowanej wojny, prowadzonej przez głównych i odwiecznych przeciwników. Po kilku tygodniach rytualnego i dość jałowego obrzucania się zarzutami przez polityków Koalicji Obywatelskiej i PiS doszło do wyrazistego przesilenia; Donald Tusk łapiąc byka za rogi zadeklarował udział w debacie, organizowanej przez wspierającą rządzących TVP, i wyzwał na ten pojedynek prezesa PiS. A prezes PiS się od starcia wymówił, wyjaśniając, że ma wtedy umówione spotkanie w Przysusze.
I bez tego będący ostatnio w defensywie PiS ma poważne problemy z odzyskaniem w kampanii inicjatywy.
Unikanie przez nader chętnie opowiadającego o niegodziwościach Tuska na spotkaniach z wyborcami prezesa zwykłej w życiu publicznym konfrontacji, i to niemal na własnym terenie i w sprzyjających mu okolicznościach - to poważny kryzys wizerunkowy. Nie tylko samego prezesa, ale też jego ugrupowania, które może mieć problem ze wskazaniem we własnym gronie zawodnika równego Tuskowi wagą i doświadczeniem. Elżbieta Witek? Mariusz Błaszczak? Piotr Gliński? Z wyborem swojego przedstawiciela w debacie PiS sobie oczywiście poradzi, mało kto jednak chciałby być tym kimś, bo przecież pokonanie Tuska to coś, czego nie podjął się nawet sam prezes...
Debata zgromadzi zapewnie także przedsatwicieli innych komitetów, które zarejestrowały swoje listy w całym kraju. Wszyscy oni jednak zapewne godzą się z rolą tła pojedynku Tuska z jeszcze-nie-wiadomo-kim, jaką wyznacza im sytuacja. Co więcej, właśnie godząc się na to, osiągną swoj cel - poprawę wyniku wyborczego całej koalicji KO-Lewica-Trzecia Droga.
Lewica i Trzecia Droga, których przeznaczeniem było wg PiS zmielenie w opartym na wciąż nasilanej polaryzacji pojedynku PiS i PO, jak dowodzą ostatnie sondaże - nie tylko się temu skutecznie oparły, ale w cieniu tego pojedynku, nie niepokojone atakami ze strony skupionego na Tusku PiS-u - zbudowały sobie całkiem pokaźne wsparcie. Takie, które teoretycznie może dać dzisiejszej opozycji większość w nowym Sejmie.
PiS zauważa to dopiero w ostatnich dniach. Gwałtowne przestrajanie kampanijnych celowników na np. Trzecią Drogę, którą przez dotyczący jej próg 8 proc. głosów najłatwiej byłoby wypchnąć z Sejmu, właśnie się zaczęło. Osiągnięcie celu wymagałoby jednak konsekwentnego przeniesienia ognia na Hołownię i Kosiniaka-Kamysza, a więc zdjęcie przynajmniej części ostrzału z Tuska. To jednak jest teraz niemożliwe, bo nie dość, że Tusk sam zaatakował, to jeszcze związał walką samego prezesa. Każdy zaś taki atak wywołuje zwykle histeryczne reakcje wszystkich członków i sympatyków jego partii.
Sił, środków i zasobów potrzebnych do utopienia Trzeciej Drogi więc nie będzie, bo są potrzebne do obrony przed sprytnym wyzwaniem, rzuconym przez Tuska. Co zresztą dodaje sprawie szczególnego posmaku perfidnej ironii - na zaproszenie TVP...
Na pewno rytualna i pozbawiona wdzięku, nieciekawa i jednostajna kampania na 9 już tylko dni przed wyborami nagle się jednak ożywiła.
Czymkolwiek się te manewry sztabów skończą - będzie chyba co poobserwować.