"Bachmut jest tak naprawdę kupą gruzów. Nie spotkałem w mieście ani jednego okna, które byłoby w całości. Ulice i chodniki są wysypane szkłem. Faktem jest, że Rosjanie posiadają ponad 80 proc. miasta" - mówi gość najnowszego Rzutu na mapę, medyk pola walki Damian Duda. Kilka dni temu wrócił z Bachmutu do kraju wraz z zespołem. "Wielokrotnie byliśmy ostrzeliwani. Bardzo często Rosjanie widząc z drona poruszanie się naszej grupy, kryli nas ogniem artylerii, ogniem z drona" - mówi ochotnik. Mimo to zamierza wrócić do Ukrainy.

Przez prawie dwa miesiące zespół medyków pola walki utworzony przez Damiana Dudę i fundację "W międzyczasie" pełnił służbę w Bachmucie, mieście, o które toczą się najkrwawsze walki. Gdy przybyli na miejsce, Rosjanie jeszcze byli za torami kolejowymi przecinającymi miasto. Dziś już są dużo dalej, odbierając kawałek po kawałku ukraińską ziemię.

Faktem jest, że Rosjanie posiadają ponad 80 proc. miasta - mówi Damian Duda, gość Macieja Sztykiela w internetowym programie RMF24.pl. Na dobrą sprawę teraz w Bachmucie mamy do czynienia z dwoma kwartałami miasta, tak naprawdę z dwoma osiedlami, które jeszcze się bronią, i one nie są pod kontrolą Rosjan, taką fizyczną, namacalną, nie jest to terytorium rosyjskie. Ale trzeba przyznać, że Rosjanie artyleryjsko kontrolują cały Bachmut.

I właśnie ostrzały artylerii, a także uderzenia bombami lotniczymi obracają miasto w gruzowisko.

Jeśli gdzieś bloki jeszcze stoją, to i tak te mieszkania w środku są powypalane, zagruzowane, naruszone są konstrukcje. Obrona Bachmutu odbywa się w oparciu o piwnice, teraz już głównie bloków z wielkiej płyty. Jest to względnie bezpieczne miejsce, ale każdy materiał, każdy strop ma swoją wytrzymałość. Bardzo często w tych piwnicach, w których bronią się Ukraińcy czy pracują medycy, w pewnym momencie ściany pękają zasypując tych ludzi żywcem - mówi Duda.

Damian Duda wraz z polskim zespołem medyków pola walki codziennie ratowali życie ukraińskim żołnierzom i cywilom.

Sam wjazd do miasta jest operacją bardzo wysokiego ryzyka. Mamy dwie drogi - przez Chromowe i Iwaniskie. Najbardziej jest ostrzeliwana droga na Chromowe. Ta "Droga życia" jest teraz drogą śmierci dlatego, że Rosjanie sobie szczególnie upodobali krycie ogniem artylerii właśnie ten dukt komunikacyjny - mówi.

W samym mieście, to było przebywanie w piwnicy od 700 metrów do 2 kilometrów od pierwszej linii. Na wezwanie oddziałów ukraińskich - wychodzenie z tych piwnic, bieganie od budynku do budynku, by dobiec do tej konkretnej dziury w ziemi czy do tej konkretnej piwnicy, gdzie byli ranni. Stabilizacja tych rannych i przygotowanie do ewakuacji. I albo my ewakuowaliśmy, albo robiły to jednostki ukraińskie - opowiada polski medyk.

Wielokrotnie byliśmy ostrzeliwani. Bardzo często Rosjanie widząc z drona poruszanie się naszej grupy, kryli nas ogniem artylerii, ogniem z drona. Bywało nawet tak, że idąc z zabezpieczeniem jednej grupy na pierwsza linię, po to by ich odprowadzić, a tam na miejscu zabrać trupa, poległego Ukraińca, musieliśmy się wycofać dlatego, że krył nas taki duży ogień artylerii, że mieliśmy rannych i nie było możliwości posunięcia się do przodu. Jedyną opcją była ucieczka w tył małymi grupami. Samo poruszanie się po tym mieście można porównać do pływania w oceanie między wyspami, gdzie pomiędzy tymi wyspami pływają rekiny. Pomiędzy jedną wyspą, a drugą wyspą szybko trzeba przepłynąć, żeby cię ten rekin nie zjadł - mówi Damian Duda.

Opracowanie: