"Wydaje mi się, że przede wszystkim było to działanie na rzecz mobilizacji własnego społeczeństwa" - tak o ataku dronów na Kreml mówił w radiu RMF24 prof. Maciej Milczanowski. Politolog z Uniwersytetu Rzeszowskiego dodaje, że już dawno przestał działać mit, że Rosja nie może zostać uderzona przez stronę ukraińską. "Władze na Kremlu wolą grać tym poczuciem zagrożenia" - mówi Milczanowski.
Rosyjskie władze opublikowały wczoraj nagranie, na którym widać Kreml. W pewnym momencie, nad rezydencją prezydenta Rosji pojawia się dron, który kilka chwil później zostaje zestrzelony.
Moskwa oskarża o ten atak Ukraińców. Amerykański Instytut Studiów nad Wojną uważa z kolei, że to zachowanie było inspirowane przez samą Rosję, aby "sprowadzić wojnę do domu i własnego społeczeństwa".
Prof. Maciej Milczanowski z Uniwersytetu Rzeszowskiego podkreśla, że znając działania rosyjskie można podejrzewać, że Moskwa miała kilka celów naraz.
Wydaje mi się, że przede wszystkim jest to działanie w celu mobilizacji własnego społeczeństwa. Trzeba też zauważyć, że mit Rosji - która nie może zostać uderzona przez stronę ukraińską, który na początku przecież był promowanych w mediach rosyjskich, że na terenie Rosji do niczego nie dojdzie - już dawno przestał działać. Teraz? Odwrotnie! Właśnie tym poczuciem zagrożenia władze na Kremlu wolą grać - uważa politolog.
Prof. Milczanowski dodaje, że to jest bardziej realistyczne, tym bardziej, że ciągle dochodzi do wybuchów na terytorium Rosji. Tym bardziej łatwo w to wpisać taki pozorowany atak dronem - dodaje.
Gdyby Ukraińcy rzeczywiście chcieli przeprowadzić taki zamach, to wydaje się, że podeszliby do tego o wiele bardziej fachowo. Wygląda to być może na taką inscenizację i wydaje mi się, że to bardzo pasuje do tej narracji, jaką teraz Kreml prowadzi - mówi gość Tomasza Terlikowskiego w radiu RMF24.