Rosyjska giełda dziś się nie otworzy - zapowiada oficjalnie Moskwa. Pałac Kremlowski natomiast informuje, że Władimir Putin całą swoją uwagę skoncentruje na sprawach gospodarczych. To reakcja Rosji na bolesne sankcje nałożone przez Zachód i ich bardzo dotkliwe skutki.
Urzędnicy w Moskwie boją się otworzyć swoją krajową giełdę - informuje dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda. To efekt zachodnich sankcji nałożonych na Władimira Putina.
"Nasza rzeczywistość gospodarcza się zmieniła" - czytamy w oświadczeniu Kremla, który przekonuje, że Rosja da sobie radę z poniesionymi potężnymi stratami. W tej sprawie Władimir Putin ma się dziś spotkać z premierem i szefową banku centralnego.
Co ciekawe, w oświadczeniu administracji prezydenckiej można przeczytać, że choć kraj ucierpiał, to sam Putin nie, bo "oskarżenia, że Putin ma jakikolwiek nielegalny i ukryty majątek, są absurdalne".
Po odcięciu od globalnych systemów finansowych największe rosyjskie banki stają na krawędzi bankructwa.
Najbardziej widoczne są kłopoty największego rosyjskiego banku, czyli Sberbanku. Na giełdzie w Londynie traci aż 70 procent. Bank został odcięty od pieniędzy i od możliwości handlowania z resztą świata. Europejski Bank Centralny ostrzegł, że bardzo prawdopodobne jest bankructwo Sberbanku.
Rosyjskie banki nie otworzyły dziś swoich placówek w Europie. Od globalnych rezerw odcięty został Bank Centralny Rosji. Dlatego w precedensowym ruchu władze Rosji nakazały działającym tam zagranicznym firmom przymusowe odsprzedanie państwu niemal wszystkich posiadanych dolarów i euro.
Jak podała agencja Reutera, kurs rosyjskiego rubla spadł w poniedziałek do rekordowo niskiego poziomu. Wskazano, że na rynku azjatyckim kurs rubla spadł do 119,50 wobec dolara - oznacza to "gwałtowny spadek o 30 proc. w porównaniu z piątkowym zamknięciem notowań". Później kurs wzrósł do poziomu około 110 rubli za dolara.